środa, 13 sierpnia 2014

20. " Randy hooker."


Z GÓRY PRZEPRASZAM, ALE NIE JESTEM W OGÓLE DOŚWIADCZONA W TAKICH RZECZACH I WSZYSTKIE ZNALAZŁAM Z NAJMROCZNIEJSZYCH ZAKAMARKACH INTERNETU HAHAHA :) 


12 komentarzy= nowy rozdział :)

Louise's POV:

- Przyjadę po ciebie wieczorem.- powiedział uśmiechnięty Justin, na co skinęłam głową i zatrzasnęłam drzwi od jego samochodu. Pomachałam mu na odchodne i wysłałam całusa. Głupek złapał go w locie, na co zachichotałam lekko. Przekręciłam zamek kluczem i pchnęłam drzwi. Od samego wejścia ślina poleciała mi, gdy poczułam zapach szarlotki.
- Już jestem!- krzyknęłam, a mama przywitała mnie ogromnym uśmiechem na utach. Ominęło mnie coś?
- Dlaczego jesteś tak wcześnie?- zapytała, ściągając brwi.
- Eee, długa historia.- machnęłam lekceważąco dłoniom i mocno przytuliłam kobietę.- Pieczesz szarlotkę?
- Tak, będziemy mieli gościa, na pewno się z niego ucieszysz.- powiedziała, a ja błysnęłam zębami. Moje myśli od razu skierowały się na Nicolasa, mojego starszego brata ciotecznego.
- Kto to?- spytałam, chcąc się upewnić, tak dawno się z nim nie widziałam.
- To niespodzianka, Lou, więc nie mogę ci powiedzieć.- zaśmiała się, a ja wydęłam dolną wargę. Nie rozumiem niespodzianek, przecież i tak dowiesz się tego prędzej czy później, gdzie tu logika.
- Proszę?- zrobiłam maślane oczka, a mama zachichotała i zamknęła oczy.
- Nie, nałożyć ci ciasta?- zapytała, zmieniając temat.
- Nie, dzięki.- burknęłam i podreptałam na górę do pokoju. Odpięłam torbę, aby wypakować się z biwaku. Posegregowałam ubrania, brudne wrzuciłam do kosza na brudy, a czyste to szafy. Została tylko kosmetyczka. Zaczęłam rozstawiać kosmetyki na swoje miejsce, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Westchnęłam i uprzednio wyjmując go z kieszeni spodni, odebrałam.
- Halo?- spytałam.
- Hej, kochanie! Kiedy wracasz?- rzuciła wesoło Eden.
- Już wróciła, mieliśmy... mały problem i musieliśmy wrócić dzień wcześniej.- powiedziałam. Nie chcę mówić jej o tym przez telefon.
- Wszystko w porządku?- spytała z troską.
- Tak, pogadamy o tym, jak się spotkamy.
- Okej, to może dzisiaj wieczorem, tęsknię za tobą.
- Ja też bardzo tęsknię, ale dzisiaj nie mogę, bo chyba przyjeżdża Nicolas.- powiedziała, a in pisnęła podekscytowana. Zły ruch, Louise.
- W takim razie cudownie! Weź go ze sobą!- mówiła tak wysokim głosem, że aż musiałam przyciszyć telefon. Nicolas podoba jej się odkąd pamiętam, byliby słodcy razem.
- Okej, okej, tylko błagam, nie piszcz tak!
- Przepraszam.- powiedziała zażenowana, a ja zachichotałam.- O 20 pójdziemy do Lilly pooglądać filmy, co ty na to?
- Cholera.- zaklęłam pod nosem, przypominjaąc sobie że z Justinem mieliśmy iść na imprezę.
- Co jest?
- Miałam iść dzisiaj z Justinem do klubu.- westchnęłam, a po drugiej stornie słuchawki rozniósł się chichot.
- Nie możecie przeżyć bez siebie nawet dnia?- spytała, a ja się cała zarumieniłam.- Weź go ze sobą.- powiedziała rozbawiona.
- Nie, w porządku. To będzie babski wieczór plus Nicki.- zażartowałam.
- Okej, przeproś ode mnie swojego chłoptasia za to, że dzisiaj wieczorem mu cię zabrałam.- powiedziała, a ja się zaśmiałam.
- Przeproszę, muszę już kończyć, do zobaczenia.
- Do zobaczenia.- rzuciła i się rozłączyła. Wybrałam najczęściej wybierany numer i włączyłam na głośno mówiący, abym mogła dokończyć rozpakowywanie się.
- Co tam?- spytał roześmiany. Z kim on tam jest?
- Kurwa!- krzyknęłam, kiedy szampon wyleciał mi z rąk, rozpryskując się po całej łazience, brawo idiotko.
- Louise? Co się dzieje?- zapytał zdezorientowany.
- Upuściłam szampon i teraz muszę posprzątać całą łazienkę.- westchnęłam i uderzyłam się w czoło.
- Moja mała niezdara.- zaśmiał się do słuchawki.- Co tam chciałaś?
- Nie mogę się dzisiaj jednak spotkać. Przyjeżdża Nicolas i idę wraz z nim do Lilly na babski wieczór plus on.- powiedziałam i zaczęłam sprzątać cały ten bajzel, który zrobiłam.
- Nicola? Jaki Nicolas?- spytał, a ja przewróciłam oczami.
- To mój kuzyn, z resztą nie preferuję kazirodztwa, Justin.- powiedziałam, a od odetchnął z ulgą.
- Masz szczęście.- powiedział rozbawiony.- W takim razie muszę powiedzieć do jutro, ponieważ dłużej nie wytrzymam bez ciebie.- westchnął, a ja się zaśmiałam.
- Nie uschnij z tej tęsknoty, kochanie, do jutra.
- Postaram się, pa.- kiedy rozłączył się, po domu rozniósł się dźwięk dzwonka, a ja aż podskoczyłam z radości. Oczywiście w połączeniu ze śliską od szamponu podłogą nie skończyło się to dobrze, ponieważ wylądowałam na tyłku.
- Super.- burknęłam i szybko pobiegłam zmienić spodnie. Kiedy już przebrałam się i wyglądałam w miarę normalnie, zbiegłam po schodach, aby przywitać brata.
- Louise!- krzyknęła mama.
- Już idę!- odkrzyknęłam, prawie spadając ze schodów. Wielki uśmiech na mojej twarzy zgasł, kiedy ujrzałam, stojącą w progu brunetkę. Skrzywiłam się jeszcze bardziej, widząc jej wielką walizkę, na ile ona tu przyjechała?
- Louise, miło cię znowu widzieć!- pisnęła sztucznie, przytulając mnie do swoich wielkich cycków, zabieraj je ode mnie.
- Ciebie też, Sophie!- udałam entuzjazm, sprawdzając, czy aby na pewno nie ma z nią nigdzie Nicki'ego.- Przyjechałaś sama?- spytałam, modląc się o negatywną odpowiedź.
- Tak. Nicolas niestety nie mógł przyjechać z powodu choroby.- westchnęła sztucznie smutno, a ja zmierzyłam ją wzrokiem. Czemu ty nie możesz mieć grypy?
- Sophie przyjechała do nas na miesiąc, a może jak będziecie chciały to nawet do samego początku szkoły!- rzuciła wesoło moja mama.
Błagam, nie.
- To super!- uśmiechnęłam się, próbując wyglądać na zadowoloną.
- Louise, zaprowadź Sophie do swojego pokoju.- powiedziała mama, a ja westchnęłam i ruszyłam do swojego pokoju. Z impetem otworzyłam drzwi i przepuściłam ją tylko ze względu na jej ciężką walizkę. Chyba jednak mam jeszcze w sobie trochę dobroci dla zwierząt.
- Rozgość się.- powiedziała i chwyciłam telefon z łóżka.- Muszę gdzieś zadzwonić, a ty w tym czasie rozpakuj się.- dziewczyna skinęła, a ja wyszłam na korytarz, po czym skierowałam się do ogrodu, super teraz nawet we własnym domu czułam się nieswojo. Odblokowałam telefon, sześć nieodebranych od Eden. Spojrzałam na godzinę i zrozumiałam, dlaczego przyjaciółka tak namiętnie dzwoniła, w końcu była dwudziesta trzydzieści. Wybrałam do niej numer, a ona momentalnie odebrała.
- Gdzie ty jesteś?- pisnęła podekscytowana, przykro, że muszę popsuć jej plany.
- Mamy problem.- powiedziałam, a ona momentalnie przygasła.
- Nicolas nie przyjechał?- bąknęła smutno.
- Jeszcze gorzej.-westchnęłam.- Zamiast niego przyjechała Sophie.- powiedziałam i usłyszałam, jak ktoś wciąga powietrze. Wnioskuje, że była to Cassie, a ja jestem na głośniku.
- Strasznie wam przepraszam.- powiedziałam smutno.
- Nic się nie stało, to nie twoja wina, że suce zachciało się przyjechać do miasta.- warknęła Cas, a moje przypuszczenia się sprawdziły. Dwa lata temu Sophie przyjechała do nas na święta. Nigdy nie darzyłyśmy siebie zbyt wielkim uczuciem, ale tych świąt ostro przegięła. Nie dosyć, że przespała się z chłopakiem Cassie, miała czelność kłócić się ze mną o to, przecież nie zrobiła nic złego. Oczywiście kłótnia skończyła się na wymianie nie słów, ale ciosów. Wtedy kazałam mamie odwieźć ją na tę jej wieś i właściwie od tamtej pory nie trawię jej. Próbowała dzwonić czy pisać, ale na jej niepowodzenie, nie odpisałam ani razu. Zresztą zawsze byłą wredna i egoistyczna.
- Nie możesz przyjechać bez niej?- zapytała Lilly, a ja westchnęłam.
- Wierzcie mi, przyjechałabym, ale wiecie, jaka jest moja mama. Nie wiem, kiedy się zobaczymy, bo ona zostaje chyba do końca wakacji.- powiedziała i usłyszałam jęk przegrania po drugiej stronie słuchawki.
- Dobra, przyjedź tu z nią.- powiedziała Cassie, a ja aż zachłysnęłam się powietrzem.
- Ty tak serio?- powiedziałam szczęśliwa. Nie będę musiała być z nią sam na sam, o tak.
- Tak, w sumie i tak Jack miał małego.- westchnęła, a ja wybuchłam śmiechem.
- Proszę, zaprzestań tego teraz.- jęknęła zabawnie Eden.
- Dobra, to zaraz będę.- rzuciła i się rozłączyłam. Energicznym krokiem pobiegłam na górę, a moja wewnętrzna, mniej rozgarnięta strona zatańczyła sambę.- Szykuj się na nockę.- powiedziałam do Sophie, a zdezorientowanie to zbyt słabe określenie jej miny, ale miałam to w nosie i zaczęłam się szykować. Biegałam radośnie po pokoju, a dziewczyna patrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Gotowa?- zapytałam, dziewczyna chwyciła torebkę i skinęła głową. Zeszłyśmy na dół, od razu kierując się do kuchni.
- Mamo zawieziesz nas do Lilly?- spytałam.
- Przecież Sophie ma prawo jazdy.- powiedziała, a ja zmierzyłam ją zabójczym wzrokiem. Mnie nigdy nie dała prowadzić swojego cacka. Kobieta sięgnęła po kluczyki do auta i odrzuciła je w stronę brunetki.
- Będziemy rano.- burknęłam, a mama wysłała nam buziaki, na co Sophie zachichotała.
- Bawcie się dobrze.- krzyknęła, zanim zamknęłam drzwi. Sophie od razu z kochającej fanki odwiedzania rodziny zamieniała się w oziębłą sukę, typowe. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i wbiłam mrożący krew w żyłach, wzrok w siostrę.
- Czego?- syknęła. Wzruszyłam ramionami, była tak cholernie irytująca, kiedy oddychała.
- Po co tu przyjechałaś?- strzeliłam bez oporu.
- Nie mam zamiaru spędzić całych wakacji na wsi. Przyjechałam tutaj się trochę zabawić.- powiedziała beznamiętnie.
- Myślisz, że będę cię wszędzie brała ze sobą?- zaśmiałam się wrednie. Czy tę dziewczynę, lekarza upuścili na głowę przy porodzie?
- Będziesz musiała, przecież jesteś moją kochaną siostrzyczką.- powiedziała przesadnie słodko, a mnie aż zemdliło.- Z resztą jak poznam tutaj kogoś, będziesz miała mnie z głowy.
- Muszę cię ostrzec. Seattle ma uczulenie na takie suki, jak ty, jeśli chcesz mieć tutaj znajomych to zrób najpierw test na opryszczkę.- rzuciłam i uśmiechnęłam się dumnie. Dziewczyna warknęła pod nosem ciche „suka” i odpaliła silnik. Droga dłużyła mi się nieskończenie, tak jakbym jechała do Nowego Yorku, rzeczywiście jadąc sześć ulic dalej. Kiedy tylko dziewczyna zaparkowała pod domem mojej przyjaciółki, wyskoczyłam z auta niczym poparzona. Popędziłam w stronę drzwi frontowych i zadzwoniłam dzwonkiem.
Po dwóch sekundach zostałam wciągnięta do domu.
- Też się za wami stęskniłam!- pisnęłam rozbawiona, kiedy wszystkie rzuciły się na mnie z otwartymi ramionami.
- Cześć.- powiedziała, pseudo miło Sophie. Cassie zacisnęła szczękę i wysiliła się na tak sztuczny, wielki uśmiech, że bałam się czy jej szczęka nie ulegnie złamaniu.
- Ugh, hej!- powiedziały wszystkie, a atmosfera zrobiła się ciut niezręczna. O nie, nie dam tej lancypudrze popsuć mi wieczoru.
- Chodźmy na górę!- krzyknęłam i szybkim korkiem ruszyłam do pokoju Lilly.- Gdzie mamy zapasy?- zapytałam, a Isabella zaśmiała się i pociągnęła mnie do kuchni.
- Mam nadzieję, że nic złego nie stanie się tego wieczoru.- burknęła Isabella, a ja prychnęłam.
- Sophie zawsze oznacza kłopoty.- powiedziałam, dając nacisk na drugie słowo. Dziewczyna wzruszyła ramionami i zaczęłyśmy przygotowywać drinki. Kiedy sześć kubeczków stało już na tacy, ruszyłyśmy na górę, sprawdzić atmosferę.- Jesteśmy!- przeciągnęłam to słowo i każdej podałam po drinku. Na szczęście dziewczyny nie zwracają uwagi na Sophie i zajmują się swoimi sprawami.
- Mm, ale to pyszne.- jęknęła Eden, kosztując kolejny łyk napoju. Zaśmiałam się i poszłam w jej ślady.
- Muszę wam coś powiedzieć.- pisnęła podekscytowana Lilly. Jeszcze nigdy w całym moim życiu nie widziałam jej tak podekscytowanej.- Aron Randall zaprosił mnie na randkę.- pisnęła, a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Gratulacje!- krzyknęłam, przytulając ją.
- Tylko uważaj skarbie, wiesz, jacy są football'iści.- westchnęła Isabella, a Lilly skinęła głową.
- A jak u twojego chłoptasia?- spytała Eden. Zarumieniłam się, kiedy wszystkie pary oczu były zwrócone w moją stronę. Nawet Sophie wydawało się to zainteresować, co mi się nie podoba.
- W porządku.- powiedziałam czerwona jak burak.
- W porządku? Tylko tyle mas nam do powiedzenia?- burknęła Lilly, udając obrażoną.
- No dobra, lepiej niż w porządku. On jest po prostu idealny, przy nim czuję się prawdziwą sobą, a nie przeciętną nudziarą.
- Od zawsze wiedziałam, że znajdziesz kiedyś osobę, która obudzi w tobie twoją wewnętrzną boginię!- zaśmiała się Isabella, a ja szturchnęłam ją łokciem.
- Jouise, shippuję was.- rzuciła Eden, a wszystkie wybuchły śmiechem.
- Jest przystojny?- zapytała się Sophie, a ja nie miałam nawet szansy zareagować, ponieważ Cassie uruchomiła swoją super obronną sukę.
- Trzymaj majtki na sobie, randy cheeky hooker*.- splunęła ostro, Cas. Chyba mamy nowe przezwisko dl naszej kochanej Soph!
- Chcę znać tylko jego imię, cnotko.- warknęła w odpowiedzi.
- Cnotko? Nie jestem żadną cholerną cnotką.- syknęła zdenerwowana.
- Udowodnij.- Sophie uśmiechnęła się cwanie. O nie, królowa kłopotów znowu na tronie.
- Udowodnię, powiedz mi tylko jak.- uśmiechnęła się pewnie siebie. Sophie zamyśliła się na chwilę i sięgnęła po torebkę. Dziewczyna wyjęła z niej małe naklejki. O co chodzi? Będziemy robić tatuaże? Podała jej jeden z małych kwadracików, a Cas od razu włożyła go do buzi. Przyglądałam się temu z dezorientacją.
- Powinno zacząć działać za pół godziny.- Soph uśmiechnęła się do niej sztucznie, a ona tylko przewróciła oczami.
- Wiem o tym.- westchnęła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Sophie może dała się nabrać na urozmaicony staż Cassie, ale ja w oczach dziewczyny widziałam lęk.
- Muszę przyznać ci rację, nie jesteś żadną cnotką.- powiedziała Soph, wkładając jedną naklejkę pod język.
- Tak, właściwie to, co to jest?- spytała Isabella.
- To tylko LSD, nic wam nie będzie.- królowa kłopotów machnęła lekceważąco ręką, sięgając do torebki, żeby schować narkotyk.
-Dawaj mi to.- zaśmiała się Isabella, a Soph uśmiechnęła się szeroko.

~*~
- Ja pierdziele, spadające gwiazdy!- krzyknęła Eden, podskakując na jednej nodze. Wybuchłam nieopanowanym śmiechem, dołączając do niej. Pod wpływem chwili i ja skusiłam się na małą dawkę kwasu. Nagle runęłam na ziemię, spojrzałam za siebie i zachichotałam.
- Cholerka, jestem pewna, że tego tutaj nie było!- krzyknęłam radośnie, wytykając palcem kamień.
- Ale mam pomysł!- rzuciła Lilly biegnąc ku domu. Po chwili poczułam jak drobne krople, oblewają nasze ciała.
- Dziewczyny deszcz pada!- wybełkotała Isabella, wystawiając głowę ku niebu.
- To zraszacze, idiotko!- zaśmiała się Sophie, szturchając dziewczynę łokciem.
- Telefon, telefon mi dzwoni.- powiedziałam i wybiegłam spod zraszaczy.- Halo?- zachichotałam.
- Louise?- spytał chrapliwy głos. Oh, Justin dzwoni.
- Hej Justyyn.- wydukałam, a chłopak się zaśmiał.
- Dlaczego jesteś taka szczęśliwa?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami.- Jesteś tam?
- Tak. Muszę kończyć, dobranoc Justin.
- Louise, czy ty coś brałaś?- spytał, a ja się zaśmiałam.
- Dobrze się bawię, proszę, nie przeszkadzaj mi!- rzuciłam i nie czekając na żadne pożegnanie, wyłączyłam połączenie. To była naprawdę zabawna noc. Biegałyśmy mokre, kręcąc się i upadając na zmianę. Może i nasze zachowanie było dość nieodpowiedzialne, ale kogo to tak naprawdę obchodzi? Zupełnie nie przejmowałyśmy się niczym i po prostu dobrze czułyśmy się w swoim gronie, łącznie z wredną Sophie, która na jeden dzień była jedną z nas.

Justin's POV:
- Odbierz ten cholerny telefon.- burknąłem, dzwoniąc po raz setny tego dnia do Louise. Po wczorajszym telefonie nie mam pojęcia co się z nią dzieje. Wiem, że jest już dużą dziewczynką i potrafi o siebie zadbać, ale ona jest bardzo naiwna i zbyt ufna.
- Cześć tutaj Louise.- rozłączyłem się wkurzony.
- nie mogę teraz odebrać, ale zrobię wszystko, żeby skontaktować się z tobą później.- przedrzeźniałem głos dziewczyny i zirytowany wypuściłem powietrze. Rzuciłem telefon na kanapę i skierowałem się do kuchni po szklankę soku. Otworzyłem drewnianą szafkę i właśnie wtedy dźwięk mojego dzwonka rozniósł się po całym domu. Rzucając się biegiem do salonu, chwyciłem telefon i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Co chciałeś?- spytała się, całkowicie normalnie. Jakby wczorajsza rozmowa nie miała nigdy miejsca w czasie.
- Ty się pytasz co się stało?- prychnąłem, a ona pewnie przewróciła oczami.
- Tak. Właśnie o to się ciebie pytam.- westchnęła zirytowana.
- Gdzie jesteś?- zapytałem.
- U Lilly, co z tobą?
- Bądź za piętnaście minut gotowa.- bąknąłem.
- Ale...- rozłączyłem się i jęknąłem rozdrażniony. Chwyciłem klucze oraz telefon i skierowałem się do wyjścia. Trzasnąłem drzwiami, po czym zakluczyłem je i wsiadłem na motocykl. Uruchomiłem silnik, napawając się jego głośnym warkotem i wyjechałem na ulice. Oczywiście korki jak zawsze były ogromne, ale czego innego można spodziewać się po Seattle. Szybko mknąłem przez miasto, mając nadzieję, że wyrobię się w dziesięć minut, które mi zostało. Po kilku zakrętach i światłach zaparkowałem pod domem przyjaciółki Louise, Lilly. Zeskoczyłem z maszyny i chwyciłem kask Lou. Podszedłem do drzwi frontowych, aby zadzwonić domofonem.
- Cześć, Justin!- przywitała mnie przyjaźnie Cassie, jedna z ich „super piątki”.
- Cześć, Cas, jak tam?- przytuliłem ją przyjaźnie, a ona zachichotała na ten gest,
- W porządku, Louise, powinna zaraz tutaj być.- powiedziała i zaprosiła mnie gestem dłoni do kuchni.
- Chcesz się czegoś napić?- zapytała Lilly. Skinąłem ochoczo głową, a dziewczyna podała mi szklankę oku pomarańczowego.
- Dzięki.- powiedziałem i próbowałem wypatrzeć jakieś puste butelki po alkoholu, czy cokolwiek podobnego.- Dobrze się wczoraj bawiłyście?- pytałem, a one dyskretnie spoglądając na siebie, skinęły głowami i wybuchły śmiechem.
- Cześć.- powiedział cichy głosik zza mnie. Odwróciłem się lekko, spoglądając w stronę dziewczyny.
- Hej.- odpowiedziałem i przyciągnąłem ją d siebie, przelotnie cmokając jej usta. Wyglądała na wyczerpaną, jakby nie spała całą noc, chociaż pomimo tego na jej ustach gościł wielki uśmiech.
- Jak Sophie wstanie, przekażcie jej, że spotkamy się w domu. Zostawiam jej tutaj klucze.- powiedziała i wyłożyła na stół pęk metali z dwoma małymi breloczkami w kształcie piesków.
- Okej, do zobaczenia, Lou.- powiedziała Lilly. Dziewczyna pomachała przyjaciółką i ruszyliśmy do wyjścia.
- Pa.- powiedzieliśmy w tym samym czasie, na co się zaśmialiśmy. Podałem dziewczynie kask i pomogłem jej wejść na skuter.

~*~
- Proszę bardzo. Bajgiel z serkiem śmietankowym i Mrożona Caramel Macchiato.- powiedziałem i postawiłem przed dziewczyną jedzenia. Zająłem miejsce naprzeciwko niej i sam zacząłem zajadać swoją ciabattę. Widząc stan dziewczyny, zabrałem ją do Starbucksa na małe śniadanie.
- Dobrze się wczoraj bawiłaś?- spytałem, spoglądając na nią ciekawie.
- Tak.- zaśmiała się.
- Co robiłyście?- zapytałem, udając obojętnego. Dziewczyna spojrzała się na nie pytająco i wzruszyła ramionami.
- Nic ciekawego.- powiedziała i machnęła lekceważąco rękę. Nienawidzę być w niewiedzy.
- Może zagramy w dwadzieścia pytań?- spytałem, a Louise zmarszczyła brwi.
- Okej, o co ci chodzi?
- O nic, czyli zagramy?- zapytałem się, a ona niepewnie skinęła głową.- Zaczynaj.- powiedziałem i ugryzłem swoją kanapkę.
- Pogodziłeś się z Zack'iem?- zapytała.
- Nie, nadal się z nim nie odzywam. Dużo wczoraj wypiłaś?- zapytałem, a ona wytrzeszczyła oczy.
- Czy to jest przesłuchanie?
- Nie, a teraz odpowiadaj.- zaśmiałem się.
- Trzy drinki.- Trzy drinki doprowadziły ją do takiego kaca? Niemożliwe.
- Co wczoraj robiłeś?- zapytała, mrużąc oczy. W przeciwieństwie do ciebie, byłem w domu, zamartwiając się o ciebie.
- Nic. Zostałem w domu.- powiedziałem, a dziewczyna skinęła.
- Byli tam jacyś faceci?- Louise przewróciła oczami.
- Ani jednego.
- A co z twoim kuzynem?- spytałem, coś kręciła.
- Hej, teraz moje pytanie.- zaśmiała się.- Martwiłeś się o mnie?- zapytała. Jak cholera.
- Nie.- odpowiedziałem, a dziewczyna zmierzyła mnie zabójczym wzrokiem.
- Dupek.- syknęła.
- Żartuję, umierałem z niewiedzy i błagam, następnym razem chociaż powiedz, że wszystko z tobą w porządku, a nie rozłączasz się z tekstem, żebym dał ci spokój.- powiedziałem, a dziewczyna skinęła i spuściła lekko głowę.
- Brałaś coś?- spytałem, a ona zachłysnęła się powietrzem. Nie odpowiedziała.- Louise...- westchnąłem zrezygnowany.
- Co?- burknęła.- Przecież nie zrobiłam nic złego. Po prostu się dobrze bawiłam.
- Powiesz mi przynajmniej, co to było?
- LSP czy coś takiego...- powiedziała, a ja zachichotałem lekko.
- LSD, głupolu.- odetchnąłem z ulgą, nie pochwalam tego, ale przynajmniej nie spróbowała czegoś gorszego.- Podobało ci się?- powiedziałem, a jej aż oczy się zaświeciły.
- I to bardzo. Wiem, że to głupie, jednak kiedyś chcę to powtórzyć.- powiedziała nieśmiało.- Ale z tobą.- dodała pospiesznie. Zaśmiałem się cicho i cmoknąłem ją w czoło.
- Co ja mam z tobą zrobić, buntowniczko?- westchnąłem zabawnie, a ona jedynie wzruszyła ramionami.
- Pocałować.- zachichotała.
- Twoje życzenia jest dla mnie rozkazem.- powiedziałem i złączyłem nasze usta.

_________________

*randy hooker-napalona dziwka

Co powiecie na nowego bohatera, Sophie? Myślicie, że relacje pomiędzy dziewczynami naprawią się przez te wakacje? 

16 komentarzy:

  1. coś tak czuję że ta suka Sophie namiesza pomiędzy Louise i Justinem a wtedy mam nadzieję że Lou wydrapie jej oczy ;-;
    Justin taki zmartwiony aww ♥
    cały rozdział jest taki wspaniały oiajfowiejgo
    czekam na następny! :)
    @justinsxhomie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju świetny rozdzial *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super !!!! Czekam na next !!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha...ale miały odlot 😆 coś już nie lubię tej kuzynki Lou...jest podejrzana 😁 a i rozdział świetny 😉 ~ Mrs.Bieber

    OdpowiedzUsuń
  5. Hhaha Justin jest taki słodki jak się martwi ♥
    Mam nadzieję, że Sophie nie narobi nic glupiego przez te wakacje.
    Rozdział cudowny i czekam na nastepny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jak zawsze świetny. Czekam na następny i życzę weny :**

    OdpowiedzUsuń
  7. O taaak kurwa, kocham! *-*

    OdpowiedzUsuń
  8. obiecuje ze jesli zepsuje sie przez Sophie zwiazek Lou i Justina to ja znajde(co z tego ze nie istnieje pf) i wlasnorecznie ja udusze:))
    rozdzial super napisane do nasteonego xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Jdjrjd świetny rozdział
    czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. całkiem niedawno zaczelam to czytać i dawno nie czytałam czegoś tak cholernie dobrego <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten jest już 13 ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Suuuuuuper :) (13komentarz) ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny, ;))
    Czekam na next ;pp
    ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. Oh, coś czuję, że Sophie namiesza i daleko jej do pogodzenia się z główną bohaterką. Zaczęłam czytać to opowiadanie wczoraj i skończyłam, czego nie żałuję. Podoba mi się twój styl pisania, jest prosty, ale nie zbyt prosty, fabuła nie jest banalna, za co również masz u mnie plusa. Cieszę się, że znalazłam tego bloga i zyskałaś nowego czytelnika. Życzę weny i powodzenia w świecie blogsfery.

    [theschooljanitor-tlumaczenie]

    OdpowiedzUsuń