Justin's POV:
- Cholera jasna-warknąłem i otworzyłem oczy. Słońce dopiero wschodziło przez co było okropnie zimno. A może to przez to, że nie masz koszulki, idioto? Leżąc przez chwilę na tym strasznie twardym dywanie zebrałem siły i wstałem. Cóż, impreza chyba się udała. Zaśmiałem się cicho i wziąłem się za poszukiwania mojej koszulki i kurtki. Pamiętam, że ostatnie byłem na polu, przy jeziorze, więc i tak moja pamięć nic mi nie daje. Przejechałem wzrokiem po pokoju i nic. Wyszedłem na zewnątrz, sprawdzając okolice ogrodu, ale również nie znalazłem tam mojej zguby, trudno. Włożyłem rękę do kieszeni spodni i o dziwo wyjąłem z niej kluczyki od samochodu. Gdy odnalazłem wzrokiem swoje auto odblokowałem go pilotem i wsiadłem do środka. Odpaliłem silnik i wyjechałem na ulice Seattle. Musiałem wyglądać idiotycznie. Potargany, na kacu bez koszulki, ale nie obchodziło mnie to. Na dodatek źle się czułem. Ale nie fizycznie. Psychicznie. Odczuwałem pewnego rodzaju pustkę, po osobie, którą szalenie lubiłem. Nikt nie równał się z nią. Z jej charakterem, uśmiechem czy wyglądem. Nawet z nieśmiesznymi żartami, z którym śmiała się tylko ona, zarażając swoim melodyjnym śmiechem. Nikt, rozumiecie? Bo ja nie. Parkując krzywo na trawniku wysiadłem z auta i otworzyłem drzwi. Wszedłem na piętro i rzuciłem się na łóżko, cholera. Jestem zgubiony. Zgubiony w prawdzie, której nawet nie znam. Ale przecież dziewczyna musiała mieć coś do ukrycia jeśli nie chciała mi nic powiedzieć, prawda? Westchnąłem głośno i zanurzyłem twarz głęboko w poduszkach.
Louise's POV:
- Cholera jasna-warknąłem i otworzyłem oczy. Słońce dopiero wschodziło przez co było okropnie zimno. A może to przez to, że nie masz koszulki, idioto? Leżąc przez chwilę na tym strasznie twardym dywanie zebrałem siły i wstałem. Cóż, impreza chyba się udała. Zaśmiałem się cicho i wziąłem się za poszukiwania mojej koszulki i kurtki. Pamiętam, że ostatnie byłem na polu, przy jeziorze, więc i tak moja pamięć nic mi nie daje. Przejechałem wzrokiem po pokoju i nic. Wyszedłem na zewnątrz, sprawdzając okolice ogrodu, ale również nie znalazłem tam mojej zguby, trudno. Włożyłem rękę do kieszeni spodni i o dziwo wyjąłem z niej kluczyki od samochodu. Gdy odnalazłem wzrokiem swoje auto odblokowałem go pilotem i wsiadłem do środka. Odpaliłem silnik i wyjechałem na ulice Seattle. Musiałem wyglądać idiotycznie. Potargany, na kacu bez koszulki, ale nie obchodziło mnie to. Na dodatek źle się czułem. Ale nie fizycznie. Psychicznie. Odczuwałem pewnego rodzaju pustkę, po osobie, którą szalenie lubiłem. Nikt nie równał się z nią. Z jej charakterem, uśmiechem czy wyglądem. Nawet z nieśmiesznymi żartami, z którym śmiała się tylko ona, zarażając swoim melodyjnym śmiechem. Nikt, rozumiecie? Bo ja nie. Parkując krzywo na trawniku wysiadłem z auta i otworzyłem drzwi. Wszedłem na piętro i rzuciłem się na łóżko, cholera. Jestem zgubiony. Zgubiony w prawdzie, której nawet nie znam. Ale przecież dziewczyna musiała mieć coś do ukrycia jeśli nie chciała mi nic powiedzieć, prawda? Westchnąłem głośno i zanurzyłem twarz głęboko w poduszkach.
Louise's POV:
Siedziałam sama w pokoju gdy nagle nie wiadomo skąd wynurzył się Andy.
- Jesteś gotowa?- zapytał smutno.
- Gotowa? Na co?- byłam lekko zdezorientowana gdy do naszych drzwi zadzwonił dzwonek.
- Zaraz się zacznie.- powiedział i mnie przytulił. O co chodzi?
- Policja, otwierać.- usłyszałam krzyk z dołu.
- Co się dzieje..- zapytałam, nawet nie wiem czy to było pytanie, na które chciałam znać odpowiedź.
- Ben jest u Michaele.- westchnął ledwo słyszalnie, a mnie aż wmurowało. Przyszli po niego? To było aż tak poważne wykroczenie? Nie, Louise, napaść seksualną można porównać do kradzieży batona w sklepie. Jesteś taka głupia. Stałam w drzwiach, a wydarzenia przede mną działy się tak szybko, że nawet ich nie uchwyciłam. Grupa oficerów wtargnęła na piętro zaskakując moją siostrę i jej chłopaka pokój ode mnie. Pisk Michaele i wrzaski tłumaczącego Bena mieszające się z głosami policjantów. Nie umiałam ich odróżnić, oprócz jednego.
- Jesteś gotowa?- zapytał smutno.
- Gotowa? Na co?- byłam lekko zdezorientowana gdy do naszych drzwi zadzwonił dzwonek.
- Zaraz się zacznie.- powiedział i mnie przytulił. O co chodzi?
- Policja, otwierać.- usłyszałam krzyk z dołu.
- Co się dzieje..- zapytałam, nawet nie wiem czy to było pytanie, na które chciałam znać odpowiedź.
- Ben jest u Michaele.- westchnął ledwo słyszalnie, a mnie aż wmurowało. Przyszli po niego? To było aż tak poważne wykroczenie? Nie, Louise, napaść seksualną można porównać do kradzieży batona w sklepie. Jesteś taka głupia. Stałam w drzwiach, a wydarzenia przede mną działy się tak szybko, że nawet ich nie uchwyciłam. Grupa oficerów wtargnęła na piętro zaskakując moją siostrę i jej chłopaka pokój ode mnie. Pisk Michaele i wrzaski tłumaczącego Bena mieszające się z głosami policjantów. Nie umiałam ich odróżnić, oprócz jednego.
- Ty suko! Zapłacisz mi za to!- krzyknął brunet, a ja wciąż wgapiałam się beznamiętnie w jego waleczną posturę. Oficerowie chwycili go za ramiona i wyprowadzili przed dom. Dlaczego nic nie czułam? Dlaczego było mi to obojętne? Żadnej ulgi, ani radość? Nic się nie dzieje, moje uczucia są martwe, odeszły. Wzruszyłam ramionami i usiadłam na łóżku zwijając się w kulkę. Byłam jak cholerny, manekin, byłam, ale brakowało wnętrza. Wrzaski Michaele wlatywały jednym uchem, a potem od razu wylatywały drugim. Nie było mi z tym dobrze.
- Lou, pora wstać.- cichy głos Andy'ego wybudził mnie z mojej szczęśliwej krainy, idiota.
- Daj mi spokój.- westchnęłam. I zakryłam się kołdrą.
- Twoi rodzice chcą z tobą porozmawiać.- powiedział poważnie. O, cholera.
- Rodzice? Jak to?- zapytałam, ale niestety nie dostałam odpowiedzi od Andy'ego.
- Michaele, kochanie.- do pokoju weszła moja mama, kurde, ile jej tutaj nie była? Pół roku? Jej biznesowa postawa była aż przytłaczająca przez co mój przyjaciel wyszedł z pokoju uprzednio zamykając za sobą drzwi.- Przyleciałam jak najszybciej się dało.- westchnęła i z gracją usiadła na moim łóżku. Do cholery, kobieto nie bądź taka spięta, jesteś we własnym domu.
- Nie musiałaś się kłopotać.- burknęłam cicho.
- Jak to nie musiałam? Dzwoniła do mnie policja!- mówiła jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. Byłoby gdyby nie chodziło o ciebie.
- Nie mów, że obchodzi cię to.- zaśmiałam się ironicznie.
- Nie mów tak. Wiesz, że ciężko pracuję z twoim ojcem żeby utrzymać tę rodzinę.- zaczęła.
- Tak, tak, wiem. Czyli o co chodzi?- zapytałam. Bardzo ją kochałam, ale w tym momencie chciałam wyjść.
- Dlaczego nie powiedziałaś nikomu o sprawie z Benem? Tak bardzo mu zaufaliśmy..
- Nie miałam ochoty.- westchnęłam.
- Louise, tutaj chodzi o coś poważniejszego. Dlaczego mi nie powiedziałaś o tym incydencie?
- Może nie było cię w domu?- zapytałam, a mamę wmurowało.
- Jak ochłoniesz, wrócimy do tej rozmowy Louise.- wstała i rozprostowała swoją granatową spódniczkę od Chanel.- Nie zostawię tak tego.- rzuciła na odchodne zamykając drzwi.
Justin's POV:
Po dłuższych namyśleniach zebrałem w sobie wszystkie siły i wstałem z łóżka. Dlaczego nie mogę zostać w nim na zawsze? Zszedłem po schodach na dół i ruszyłem w kierunku kuchni. Otworzyłem lodówkę, w której prawdę mówiąc nic nie było. Westchnąłem i wyjąłem sok pomarańczowy, nawet nie chcę wiedzieć ile on tutaj leżał. Kiedy chwyciłem szklankę głośny dźwięk rozniósł się po domu. Nie wiem jak ani kiedy szkło znalazło się na podłodze roztrzaskując na drobne kawałeczki, idealnie.
- Kto to co cholery.- warknąłem sam do siebie i przekręciłem klamkę w drzwiach frontowych. Ujrzałem w nich piękną blondynkę o nieziemskich kształtach. Niestety suka ma nierówno pod sufitem. Nie dając jej szansy na jakiekolwiek cześć zamknąłem jej drzwi przed nosem idąc posprzątać ten bajzel, który przez nią narobiłem. Uprzednio zamiatając całe pomieszczenie wyrzuciłem odłamki szkła do śmieci i nalałem sobie soku do nowej szklanki. Zgarniając po drodze paczkę cebulowych czipsów rzuciłem się na kanapę w salonie i włączyłem telewizor. Bezmyślnie skakałem po kanałach, od bajek dla niedorozwiniętych po Westerny. W końcu coś mnie zaintrygowało. Na ekranie telewizora pojawiło się ogromne zdjęcie Bena Stewarta znanego również jako kochanka Louise.
Dwudziestojednoletni Ben Stewart pochodzący z południowej części Seattle został złapany za masowe napady seksualne. Przestępca był znany z tego, że nigdy nie zostawiał żadnych śladów, szantażując przy tym wszystkie swoje ofiary nagraniami wideo. Podejrzewamy około dwudziestu trzech napaści tego rodzaj...
Słodki Boże, Louise. Poderwałem się z miejsca wybiegając na zewnątrz. Szybko zamknąłem drzwi frontowe i ruszyłem do auta. Oczywiście, szczęście jak zawsze mi sprzyjało, wyczujcie sarkazm. Wszystkie opony były poprzebijane, a na bocznej szybie napisane było szminką "Następnym razem radzę otworzyć." Następnym razem jak mnie zobaczysz radzę usiekać, idiotko. Bez zastanowienia zacząłem biec przed siebie. Musiałem wyglądać absurdalnie w samych dresach, które luźno zwisały na biodrach. Nie mając czasu na założenie koszulki i normalnych butów chwyciłem klapki mojego dziadka. Ludzie patrzyli się na mnie, a po chwili wybuchali śmiechem. Dziwicie się im? Bo ja nie. Po paru skrętach i ulicach nareszcie dotarłem do upragnionego domu. Ledwo co mogłem biec dalej, ale jakoś dałem radę. Wchodząc na piętro Louise, podziękowałem za nieostrożność dziewczyny, która zostawiła otwarte okno na oścież. Podziękowałem też za to, że dziewczyna leżała odwrócona do mnie plecami słuchając muzykę przez słuchawki tak głośno, że słyszałem ją na drugim końcu pokoju. W innym przypadku nie wiem jak zareagowałaby, mam nadzieję, że nie wypchnęłaby mnie z okna. Nadzieja matką głupich. Po cichu podszedłem do łóżka i usiadłem na nim.
- Andy, idź sobie.- odezwała się. Była taka spokojna i niewinna aż ścisnęło mi się serce. Wyjąłem dziewczynie jedną słuchawkę.
- Przepraszam.- szepnąłem, a ona aż się poderwała cała ze złości.
_____________________________
jest mi naprawdę cholernie przykro, 3 komentarze na 300 wejść? nie wiem co jeszcze mam zrobić.. break dance na głowie??
co do rozdziału to krótki, ale chciałam go szybko dodać, do następnego razu, jeśli w ogóle ktoś to czyta @luvmedrew, Chanel Reed
~*~
- Lou, pora wstać.- cichy głos Andy'ego wybudził mnie z mojej szczęśliwej krainy, idiota.
- Daj mi spokój.- westchnęłam. I zakryłam się kołdrą.
- Twoi rodzice chcą z tobą porozmawiać.- powiedział poważnie. O, cholera.
- Rodzice? Jak to?- zapytałam, ale niestety nie dostałam odpowiedzi od Andy'ego.
- Michaele, kochanie.- do pokoju weszła moja mama, kurde, ile jej tutaj nie była? Pół roku? Jej biznesowa postawa była aż przytłaczająca przez co mój przyjaciel wyszedł z pokoju uprzednio zamykając za sobą drzwi.- Przyleciałam jak najszybciej się dało.- westchnęła i z gracją usiadła na moim łóżku. Do cholery, kobieto nie bądź taka spięta, jesteś we własnym domu.
- Nie musiałaś się kłopotać.- burknęłam cicho.
- Jak to nie musiałam? Dzwoniła do mnie policja!- mówiła jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. Byłoby gdyby nie chodziło o ciebie.
- Nie mów, że obchodzi cię to.- zaśmiałam się ironicznie.
- Nie mów tak. Wiesz, że ciężko pracuję z twoim ojcem żeby utrzymać tę rodzinę.- zaczęła.
- Tak, tak, wiem. Czyli o co chodzi?- zapytałam. Bardzo ją kochałam, ale w tym momencie chciałam wyjść.
- Dlaczego nie powiedziałaś nikomu o sprawie z Benem? Tak bardzo mu zaufaliśmy..
- Nie miałam ochoty.- westchnęłam.
- Louise, tutaj chodzi o coś poważniejszego. Dlaczego mi nie powiedziałaś o tym incydencie?
- Może nie było cię w domu?- zapytałam, a mamę wmurowało.
- Jak ochłoniesz, wrócimy do tej rozmowy Louise.- wstała i rozprostowała swoją granatową spódniczkę od Chanel.- Nie zostawię tak tego.- rzuciła na odchodne zamykając drzwi.
Justin's POV:
Po dłuższych namyśleniach zebrałem w sobie wszystkie siły i wstałem z łóżka. Dlaczego nie mogę zostać w nim na zawsze? Zszedłem po schodach na dół i ruszyłem w kierunku kuchni. Otworzyłem lodówkę, w której prawdę mówiąc nic nie było. Westchnąłem i wyjąłem sok pomarańczowy, nawet nie chcę wiedzieć ile on tutaj leżał. Kiedy chwyciłem szklankę głośny dźwięk rozniósł się po domu. Nie wiem jak ani kiedy szkło znalazło się na podłodze roztrzaskując na drobne kawałeczki, idealnie.
- Kto to co cholery.- warknąłem sam do siebie i przekręciłem klamkę w drzwiach frontowych. Ujrzałem w nich piękną blondynkę o nieziemskich kształtach. Niestety suka ma nierówno pod sufitem. Nie dając jej szansy na jakiekolwiek cześć zamknąłem jej drzwi przed nosem idąc posprzątać ten bajzel, który przez nią narobiłem. Uprzednio zamiatając całe pomieszczenie wyrzuciłem odłamki szkła do śmieci i nalałem sobie soku do nowej szklanki. Zgarniając po drodze paczkę cebulowych czipsów rzuciłem się na kanapę w salonie i włączyłem telewizor. Bezmyślnie skakałem po kanałach, od bajek dla niedorozwiniętych po Westerny. W końcu coś mnie zaintrygowało. Na ekranie telewizora pojawiło się ogromne zdjęcie Bena Stewarta znanego również jako kochanka Louise.
Dwudziestojednoletni Ben Stewart pochodzący z południowej części Seattle został złapany za masowe napady seksualne. Przestępca był znany z tego, że nigdy nie zostawiał żadnych śladów, szantażując przy tym wszystkie swoje ofiary nagraniami wideo. Podejrzewamy około dwudziestu trzech napaści tego rodzaj...
Słodki Boże, Louise. Poderwałem się z miejsca wybiegając na zewnątrz. Szybko zamknąłem drzwi frontowe i ruszyłem do auta. Oczywiście, szczęście jak zawsze mi sprzyjało, wyczujcie sarkazm. Wszystkie opony były poprzebijane, a na bocznej szybie napisane było szminką "Następnym razem radzę otworzyć." Następnym razem jak mnie zobaczysz radzę usiekać, idiotko. Bez zastanowienia zacząłem biec przed siebie. Musiałem wyglądać absurdalnie w samych dresach, które luźno zwisały na biodrach. Nie mając czasu na założenie koszulki i normalnych butów chwyciłem klapki mojego dziadka. Ludzie patrzyli się na mnie, a po chwili wybuchali śmiechem. Dziwicie się im? Bo ja nie. Po paru skrętach i ulicach nareszcie dotarłem do upragnionego domu. Ledwo co mogłem biec dalej, ale jakoś dałem radę. Wchodząc na piętro Louise, podziękowałem za nieostrożność dziewczyny, która zostawiła otwarte okno na oścież. Podziękowałem też za to, że dziewczyna leżała odwrócona do mnie plecami słuchając muzykę przez słuchawki tak głośno, że słyszałem ją na drugim końcu pokoju. W innym przypadku nie wiem jak zareagowałaby, mam nadzieję, że nie wypchnęłaby mnie z okna. Nadzieja matką głupich. Po cichu podszedłem do łóżka i usiadłem na nim.
- Andy, idź sobie.- odezwała się. Była taka spokojna i niewinna aż ścisnęło mi się serce. Wyjąłem dziewczynie jedną słuchawkę.
- Przepraszam.- szepnąłem, a ona aż się poderwała cała ze złości.
_____________________________
jest mi naprawdę cholernie przykro, 3 komentarze na 300 wejść? nie wiem co jeszcze mam zrobić.. break dance na głowie??
co do rozdziału to krótki, ale chciałam go szybko dodać, do następnego razu, jeśli w ogóle ktoś to czyta @luvmedrew, Chanel Reed
O mój Boże, mam nadzieję że pogodną się jak najprędzej! Kooooocham :*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział *_* czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńNie przestawaj pisać proszę. Ja to czytam i będę czytać :) świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńwspaniały . < 3
OdpowiedzUsuńŚwietny <3!
OdpowiedzUsuńSuper! :D
OdpowiedzUsuńJustin, w końcu! Ileż można czekać!
OdpowiedzUsuńboże w końcu haisaufhewufhwejiu <3
teraz musi być dobrze, musi!
czekam na następny (:
Super<3<3
OdpowiedzUsuńJej dowiedział się prawdy. Ciekawe czy Loise mu wybaczy. Rozdział cudowny. Czekam na nn i weny życzę
OdpowiedzUsuń