P R Z E C Z Y T A J N O T A T K Ę
P O D R O Z D Z I A Ł E M!
Obudził mnie dręczący dźwięk dzwonka, jęknęłam i wyjęłam telefon ze spodni.
- Louise?!- wydarła się Isabella do telefonu.- Gdzie ty jesteś?!- cicho westchnęłam i rozłączyłam się.
Położyłam telefon na poduszce próbując ponownie zniknąć w krainie snów. Odblokowałam telefon i napisałam wiadomość do Eden.
do Edd:
Kryj mnie, wymyśl, że bardzo rozchorowałam się czy coś, wszystko ci wytłumaczę.
Wystukałam szybko, nie musiałam czekać nawet pół minuty zanim przyszła odpowiedź.
Kryj mnie, wymyśl, że bardzo rozchorowałam się czy coś, wszystko ci wytłumaczę.
Wystukałam szybko, nie musiałam czekać nawet pół minuty zanim przyszła odpowiedź.
od Edd:
Wszystko w porządku?
Nie.
Nie.
do Edd.
Wytłumaczę ci, ale nie dzisiaj.
Wstałam z łóżka kierując się do toalety żeby przemyć twarz. Po tym jak usnęłam zapłakana w aucie Andy'ego, chłopak musiał mnie przenieść mnie do domu, bo nie pamiętam nic pomiędzy. Zimna woda nic nie pomogła i nadal wyglądając jak rozgnieciony pomidor zeszłam na dół.
- Jak się spało?- zapytał Andy. Właściwie, co on tu jeszcze robi?
- Normalnie.- wzruszyłam ramionami.- Gdzie są wszyscy?- zapytałam zdziwiona faktem, że poza nami był tylko pies i chomik Briana, chyba, że ich też nie ma.
- Michaele jest u przyjaciółki, a Adele pojechała z Brianem do waszej ciotki.- stwierdził i napił się soku pomarańczowego.
- A Maria?
- Louise, jest sobota. Co weekend Maria ma wolne..- przypomniał dziwnie spoglądając na mnie.
- Ah, no tak.
- Poza tym były tutaj dziewczyny, ale nie otwierałem.
- Dziękuję.- westchnęłam, był zbyt dobrym przyjacielem.
- Za co?- zapytał i uniósł brew.
- Za wszystko. Mógłbyś teraz miło spędzać czas z Trevorem, a nie opiekować się głupią idiotką.- burknęłam.
- Kto powiedział, że nie spędzę go miło z Trevorem? Zaraz tutaj będzie.- uśmiechnął się głupkowato, a ja pierwszy raz w tym przeklętym dniu odwzajemniłam jego uśmiech. Za to uwielbiałam Andy'ego. potrafił pocieszyć, a mój dom był tak jakby jego drugim domem i na opak. Gdzie się pojawi tam zawita radość i szczęście, dosłownie, jak jakiś rolnik sadzący miłość, czy coś. Dzwonek do drzwi rozległ się po całym domu.
- Otworzę.- już miałam wstać, ale wesoły rolnik wyprzedził mnie i pobiegł do drzwi.
- Louise, kochanie.- do pokoju wpadł Trevor z ogromną butelką wina i pudełkami od filmów. Podniósł mnie i przytulił do swojego rozgrzanego torsu, ale i tak Justina jest lepszy. Muszę przestać się nim zadręczać. - Musisz mi wszystko opowiedzieć.- puścił mnie, a ja poszłam po trzy kieliszki. Siadając na sofie podałam Andy'emu kieliszki, które od razu napełnił czerwoną cieczą, a Trev zajął się włączeniem filmu.
- Jesteście tacy kochanie.- gruchnęłam przejęta. Chociaż oni troszczą się o mnie..
Nobody's POV:
- I to koniec.- westchnęła rozpaczliwie Louise cała zalana łzami.
- Co za kutas.- pociągnął nosem Trevor. Znasz ten rodzaj spotkania gdzie wszyscy płaczą? Wyrzucają z siebie wszystko co ich boli i dręczy? Właśnie to był taki wieczór. Trójka przyjaciół siedziała na kanapie zalewając się łzami i użalając nad sobą wzajemnie. W ich dłoniach znajdowały się na pół wypite kieliszki z winem, a ckliwy film lecący w tle dodawał klimatu.
- Nie mogę uwierzyć, że byliście aż tak blisko.- bąknął Andy.- Pobiję go, dojdę do siebie i obiecuję ci to, że załatwię go.
- Przy okazji powiedz mu żeby odebrał telefon.- wydukała brunetka.
- Dzwoniłaś do niego?- spytał oburzony Trevor, na co Louise delikatnie skinęła głową.- To on powinien błagać ciebie o wybaczenie.- burknął.
- I właśnie taki jest twój problem. Moim zdaniem dwie strony powinny się starać.- powiedział cicho Andy.
- Może i tak, ale nie zmienię swojego zdania.- odpowiedział sucho.
- Spróbuj zadzwonić do niego, bo potem będzie zbyt późno.- poradził brunet. I wtedy zaczęły się wszystkie pytania. Czy jest tego wart? Czy on nie powinien zadzwonić pierwszy? Przecież to on nie dał nawet sobie wytłumaczyć. Mówią, że prawda jest gorzka, ale w tym przypadku raczej to nie pasuje. Przecież prawda o Louise jest gorzka, ale tylko dla niej. Dziewczyna nie zrobiła nic złego, to Ben potraktował ją jak bezwartościowy przedmiot.
- Masz rację.- odpowiedziała Louise.
- Nawet się nie waż.- krzyknął Trevor, ale dziewczyna już trzymała w ręku telefon wybierając numer, kiedyś tak często wybierany. Odczekując chwilę wstrzymała oddech.
- Halo?- przywitał ją przyjazny głos chłopaka.
- Justin?- zapytała lekko zdezorientowana wesołym tonem bruneta.
- Nie mogę teraz odebrać, ale oddzwonię później!- zaśmiała się poczta głosowa. Louise oparła się o ścianę wpisując jego numer jeszcze raz i jeszcze raz. Może następnym razem się uda? Pomyślała, poczta głosowa chłopaka z każdym połączeniem szydziła z niej coraz bardziej.
- Niech cię szlag!- wrzasnęła ciskając telefonem w białe kafelki, który nie wytrzymując ciśnienia potłukł się jeszcze bardziej. Zostawiając telefon na kuchennej posadzce wbiegła po schodach i weszła do swojego pokoju. Zamknęła zamek u drzwi i wyszła na balkon.
- Życie jest gówniane.- westchnęła sama do siebie opierając się o barierkę.
Justin's POV:
- Justin, Justin, Justin.- tłum wiwatował, a ja śmieję się w głos. Narkotyki działające w moim organizmie totalnie ścięły mnie, ale stoję. Stoję po środku wielkiego pola z grupą krzyczących znajomych. Szybko ściągnąłem koszulkę, a potem spodnie, prawie przewracając się. Biegnę i z impetem wskakuję do jeziora. Lodowata woda ochlapuje wszystkich w okół, ale oni nie są źli, oni się śmieją.
- O kurwa.- wrzasnąłem pobudzony jeszcze bardziej. Wszyscy idąc w moje ślady zrzucają z siebie ubrania i wskakują do wody. Zupełnie zapominając o moich problemach zanurzam się w swoim zmyślonym szczęściu jeszcze bardziej. Chcę więcej.
- Tak bardzo się za tobą stęskniłam Justin.- szepnęła mi do ucha pijana dziewczyna. Ele? Chyba tak miała na imię.
- Ale ja za tobą nie.- zaśmiałem się i odpłynąłem jak najdalej od blondynki. Pieprzyć dziewczyny.
- Chodź do nas Justin!- krzyknął Liam, mój dawny przyjaciel. Płynąc w tamtym kierunku od razu dostałem butelkę szampana, nie wiem o chodzi.
- Wiesz jak do kurwy dostałem się tutaj?- zapytałem.
- Oh, Justin, jak zawsze zjarany do nieprzytomności.- Wybuchł śmiechem, na co również śmiałem się chociaż to nie było śmieszne, do cholery. Wyskoczyłem z wody i aż jęknąłem. Julia Lame stała przede mną w samej bieliźnie, mój umysł, który dotychczas płatał mi figle skupił się tylko na jednym. Jej czerwonej bieliźnie.
- Cześć- mruknąłem jej do ucha na co dziewczyna zaczęła chichotać.
- No cześć.- zaśmiała się i lekko pocałowała moją szczękę. Lubię takie przywitania. Musiała być tak samo zjarana jak ja. Chwyciłem dziewczynę w kolanach i posadziłem na stole. Widziałem ją podwójnie, albo nawet i poczwórnie. Justin, opamiętaj się.- Słyszysz to?- zapytałem udając, że wytężam słuch i zaśmiałem się.
- Co słyszę?- zapytała i spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Muzykę. Słyszysz ją?- wybuchłem śmiechem.
- Nie, masz paranoje Justin.- uśmiechnęła się słodko, a mój umysł znów zaczął żartować ze mnie.
- Może i mam, ale mam też ochotę na ciebie.-mruknąłem jej do ucha. Na co dziewczyna seksowanie zagryzła wargę.
- To mnie bierz.- jęknęła cicho.
Dobra.
- Nie.- burknąłem i chwiejnym krokiem odszedłem. Nikt nie dorównywał Louise.
- Pieprz się Bieber.- krzyknęła zażenowana na co tylko po raz kolejny wybuchłem śmiechem. Naćpany i pijany ułożyłem się na trawniku, a potem już nie pamiętam co się działo.
______________________________
nawaliłam wiem i przepraszam
perspektywa Justina pisana jest troszkę czasem teraźniejszym żebym mogła lepiej przedstawić jego "fazę"
Wstałam z łóżka kierując się do toalety żeby przemyć twarz. Po tym jak usnęłam zapłakana w aucie Andy'ego, chłopak musiał mnie przenieść mnie do domu, bo nie pamiętam nic pomiędzy. Zimna woda nic nie pomogła i nadal wyglądając jak rozgnieciony pomidor zeszłam na dół.
- Jak się spało?- zapytał Andy. Właściwie, co on tu jeszcze robi?
- Normalnie.- wzruszyłam ramionami.- Gdzie są wszyscy?- zapytałam zdziwiona faktem, że poza nami był tylko pies i chomik Briana, chyba, że ich też nie ma.
- Michaele jest u przyjaciółki, a Adele pojechała z Brianem do waszej ciotki.- stwierdził i napił się soku pomarańczowego.
- A Maria?
- Louise, jest sobota. Co weekend Maria ma wolne..- przypomniał dziwnie spoglądając na mnie.
- Ah, no tak.
- Poza tym były tutaj dziewczyny, ale nie otwierałem.
- Dziękuję.- westchnęłam, był zbyt dobrym przyjacielem.
- Za co?- zapytał i uniósł brew.
- Za wszystko. Mógłbyś teraz miło spędzać czas z Trevorem, a nie opiekować się głupią idiotką.- burknęłam.
- Kto powiedział, że nie spędzę go miło z Trevorem? Zaraz tutaj będzie.- uśmiechnął się głupkowato, a ja pierwszy raz w tym przeklętym dniu odwzajemniłam jego uśmiech. Za to uwielbiałam Andy'ego. potrafił pocieszyć, a mój dom był tak jakby jego drugim domem i na opak. Gdzie się pojawi tam zawita radość i szczęście, dosłownie, jak jakiś rolnik sadzący miłość, czy coś. Dzwonek do drzwi rozległ się po całym domu.
- Otworzę.- już miałam wstać, ale wesoły rolnik wyprzedził mnie i pobiegł do drzwi.
- Louise, kochanie.- do pokoju wpadł Trevor z ogromną butelką wina i pudełkami od filmów. Podniósł mnie i przytulił do swojego rozgrzanego torsu, ale i tak Justina jest lepszy. Muszę przestać się nim zadręczać. - Musisz mi wszystko opowiedzieć.- puścił mnie, a ja poszłam po trzy kieliszki. Siadając na sofie podałam Andy'emu kieliszki, które od razu napełnił czerwoną cieczą, a Trev zajął się włączeniem filmu.
- Jesteście tacy kochanie.- gruchnęłam przejęta. Chociaż oni troszczą się o mnie..
Nobody's POV:
- I to koniec.- westchnęła rozpaczliwie Louise cała zalana łzami.
- Co za kutas.- pociągnął nosem Trevor. Znasz ten rodzaj spotkania gdzie wszyscy płaczą? Wyrzucają z siebie wszystko co ich boli i dręczy? Właśnie to był taki wieczór. Trójka przyjaciół siedziała na kanapie zalewając się łzami i użalając nad sobą wzajemnie. W ich dłoniach znajdowały się na pół wypite kieliszki z winem, a ckliwy film lecący w tle dodawał klimatu.
- Nie mogę uwierzyć, że byliście aż tak blisko.- bąknął Andy.- Pobiję go, dojdę do siebie i obiecuję ci to, że załatwię go.
- Przy okazji powiedz mu żeby odebrał telefon.- wydukała brunetka.
- Dzwoniłaś do niego?- spytał oburzony Trevor, na co Louise delikatnie skinęła głową.- To on powinien błagać ciebie o wybaczenie.- burknął.
- I właśnie taki jest twój problem. Moim zdaniem dwie strony powinny się starać.- powiedział cicho Andy.
- Może i tak, ale nie zmienię swojego zdania.- odpowiedział sucho.
- Spróbuj zadzwonić do niego, bo potem będzie zbyt późno.- poradził brunet. I wtedy zaczęły się wszystkie pytania. Czy jest tego wart? Czy on nie powinien zadzwonić pierwszy? Przecież to on nie dał nawet sobie wytłumaczyć. Mówią, że prawda jest gorzka, ale w tym przypadku raczej to nie pasuje. Przecież prawda o Louise jest gorzka, ale tylko dla niej. Dziewczyna nie zrobiła nic złego, to Ben potraktował ją jak bezwartościowy przedmiot.
- Masz rację.- odpowiedziała Louise.
- Nawet się nie waż.- krzyknął Trevor, ale dziewczyna już trzymała w ręku telefon wybierając numer, kiedyś tak często wybierany. Odczekując chwilę wstrzymała oddech.
- Halo?- przywitał ją przyjazny głos chłopaka.
- Justin?- zapytała lekko zdezorientowana wesołym tonem bruneta.
- Nie mogę teraz odebrać, ale oddzwonię później!- zaśmiała się poczta głosowa. Louise oparła się o ścianę wpisując jego numer jeszcze raz i jeszcze raz. Może następnym razem się uda? Pomyślała, poczta głosowa chłopaka z każdym połączeniem szydziła z niej coraz bardziej.
- Niech cię szlag!- wrzasnęła ciskając telefonem w białe kafelki, który nie wytrzymując ciśnienia potłukł się jeszcze bardziej. Zostawiając telefon na kuchennej posadzce wbiegła po schodach i weszła do swojego pokoju. Zamknęła zamek u drzwi i wyszła na balkon.
- Życie jest gówniane.- westchnęła sama do siebie opierając się o barierkę.
Justin's POV:
- Justin, Justin, Justin.- tłum wiwatował, a ja śmieję się w głos. Narkotyki działające w moim organizmie totalnie ścięły mnie, ale stoję. Stoję po środku wielkiego pola z grupą krzyczących znajomych. Szybko ściągnąłem koszulkę, a potem spodnie, prawie przewracając się. Biegnę i z impetem wskakuję do jeziora. Lodowata woda ochlapuje wszystkich w okół, ale oni nie są źli, oni się śmieją.
- O kurwa.- wrzasnąłem pobudzony jeszcze bardziej. Wszyscy idąc w moje ślady zrzucają z siebie ubrania i wskakują do wody. Zupełnie zapominając o moich problemach zanurzam się w swoim zmyślonym szczęściu jeszcze bardziej. Chcę więcej.
- Tak bardzo się za tobą stęskniłam Justin.- szepnęła mi do ucha pijana dziewczyna. Ele? Chyba tak miała na imię.
- Ale ja za tobą nie.- zaśmiałem się i odpłynąłem jak najdalej od blondynki. Pieprzyć dziewczyny.
- Chodź do nas Justin!- krzyknął Liam, mój dawny przyjaciel. Płynąc w tamtym kierunku od razu dostałem butelkę szampana, nie wiem o chodzi.
- Wiesz jak do kurwy dostałem się tutaj?- zapytałem.
- Oh, Justin, jak zawsze zjarany do nieprzytomności.- Wybuchł śmiechem, na co również śmiałem się chociaż to nie było śmieszne, do cholery. Wyskoczyłem z wody i aż jęknąłem. Julia Lame stała przede mną w samej bieliźnie, mój umysł, który dotychczas płatał mi figle skupił się tylko na jednym. Jej czerwonej bieliźnie.
- Cześć- mruknąłem jej do ucha na co dziewczyna zaczęła chichotać.
- No cześć.- zaśmiała się i lekko pocałowała moją szczękę. Lubię takie przywitania. Musiała być tak samo zjarana jak ja. Chwyciłem dziewczynę w kolanach i posadziłem na stole. Widziałem ją podwójnie, albo nawet i poczwórnie. Justin, opamiętaj się.- Słyszysz to?- zapytałem udając, że wytężam słuch i zaśmiałem się.
- Co słyszę?- zapytała i spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Muzykę. Słyszysz ją?- wybuchłem śmiechem.
- Nie, masz paranoje Justin.- uśmiechnęła się słodko, a mój umysł znów zaczął żartować ze mnie.
- Może i mam, ale mam też ochotę na ciebie.-mruknąłem jej do ucha. Na co dziewczyna seksowanie zagryzła wargę.
- To mnie bierz.- jęknęła cicho.
Dobra.
- Nie.- burknąłem i chwiejnym krokiem odszedłem. Nikt nie dorównywał Louise.
- Pieprz się Bieber.- krzyknęła zażenowana na co tylko po raz kolejny wybuchłem śmiechem. Naćpany i pijany ułożyłem się na trawniku, a potem już nie pamiętam co się działo.
______________________________
nawaliłam wiem i przepraszam
perspektywa Justina pisana jest troszkę czasem teraźniejszym żebym mogła lepiej przedstawić jego "fazę"
Świetny <3!
OdpowiedzUsuńszkoda, że rozdziały są takie krótkie, bo tak cholernie wciągają!
OdpowiedzUsuńoni się muszą w końcu pogodzić!
dobrze Justin, nikt nie dorównuje Louise! ;d
czekam na następny (:
Supr rozdział. Mam nadzieję, że w końcu sobie wszystko wyjaśnią. Życzę ci weny kochanie i pisz szybko następny bo się wciągnęłam
OdpowiedzUsuńWspaniały! :)
OdpowiedzUsuń