Louise’s POV
Justin w końcu dotarł do naszego stolika.Za to ja zamarłam. Co on tutaj robi? Chłopak jakby nigdy nic usiadł obok Belli, która patrzyła na niego, jakby był jakimś bogiem. Choć w tym miała trochę racji. Louise, przestań!
- Cześć Justin.- powiedziała uśmiechnięta Cassie, rozpoczynając rozmowę.
- Cześć...
- No tak, ja mam na imię Cassie, a to jest Lilly i Eden, Isabellę już chyba znasz.
- Okej dziewczyny, przepraszam, ale na chwilę porwę waszą przyjaciółkę.- Justin złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę stolika oddalonego od innych.
- Hej.- przywitałam się z nim.
- Hej, słuchaj, mam pytanie.. - odparł lekko poddenerwowany.
- Czy mam się bać?
- Nie, nie, tylko słyszałem o balu i chciałem się zapytać czy masz już osobę towarzyszącą?- zapytał nieśmiało. Justin nieśmiały? Chyba muszę dzwonić na pogotowie.
- Nie, idę sama.
- Jeśli chcesz to wiesz, mogę...iść z tobą.- Czy on własnie zaproponował mi towarzyszenie na balu? Jeste chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. - Louise?- Justin pomachał mi ręką przed twarzą.
-Oh, tak, oczywiście, że chcę.- uśmiechnęłam się do niego.
- O, której mam być po ciebie?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Sądzę, że o 18.
- Jasne, punkt 18. - zaczęłam powoli odchodzić, ale pan Bieber nie pozwolił mi na to.
- A jaki kolor ma twoją sukienka? Wiesz, chcę się dopasować.- posłał mi ten swój filmowy uśmiech.
- Pudrowy róż.
-Co?- Justin wyglądał na zdezorientowanego.
- Kolor mojej sukienki to pudrowy róż.
- A jak on wygląda?- zapytał nadal lekko zdziwiony, że taki kolor istnieje.
- Choć za mną.- powiedziałam, i ruszyliśmy w stronę stolika przy którym siedziały moje przyjaciółki. Gdy szliśmy, dziewczyny nagle ucichły. Chwyciłam torebkę i wyjęłam z niej delikatny materiał.
- Właśnie tak.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Bardzo ładny, tylko, że nie dało się wybrać innego? Będę wyglądał jak gej!- zaśmiał się na co mu zawtórowałam.
- Przepraszam, ale nie wiedziałam, że będziemy parą!- wyrzuciłam ręce w górę. Sekundę potem zostałam spiorunowana wzrokiem dziewczyn, który wypalał mi dziurę na wylot.
- Jak to parą? Dlaczego nam o tym nie powiedziałaś?- spytała Lilly.
- Właśnie tak.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Bardzo ładny, tylko, że nie dało się wybrać innego? Będę wyglądał jak gej!- zaśmiał się na co mu zawtórowałam.
- Przepraszam, ale nie wiedziałam, że będziemy parą!- wyrzuciłam ręce w górę. Sekundę potem zostałam spiorunowana wzrokiem dziewczyn, który wypalał mi dziurę na wylot.
- Jak to parą? Dlaczego nam o tym nie powiedziałaś?- spytała Lilly.
- Ponieważ sama dowiedziałam się o tym pięć minut temu.- uśmiechnęłam się na tę myśl.
- Na pewno?- zapytała podejrzliwie Eden.
- Przysięgam na Leonardo DiCaprio!- zaśmiałam się.
- Oh, okej. Wierzymy.- powiedziała poważnie Eden na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Przyłączysz się do nas Justin?- zapytała Isabella.
- Tak właściwie to przyjaciele na mnie czekają, ale gdybym mógł to chętni zostałbym z wami.- powiedział.
- No to do zobaczenia na balu.- uśmiechnęłam się, a on złożył szybki pocałunek na moim policzku.
- Do zobaczenia.- westchnęłam i pomachałam mu na pożegnanie. Ten jedynie błysnął uśmiechem i puścił mi oczko.
- Jesteś taką szczęściarą!- pisnęła Cassie. Cóż nie mogę się z nią nie zgodzić.
Justin’s POV
- No to do zobaczenia na balu.- uśmiechnęłam się, a on złożył szybki pocałunek na moim policzku.
- Do zobaczenia.- westchnęłam i pomachałam mu na pożegnanie. Ten jedynie błysnął uśmiechem i puścił mi oczko.
- Jesteś taką szczęściarą!- pisnęła Cassie. Cóż nie mogę się z nią nie zgodzić.
Justin’s POV
- Owinęła cię sobie wokół palca.- zaśmiał się Zack.
- Po pierwsze to ja zaprosiłem ją na ten cholerny bal, a po drugie to zamknij się.- warknąłem wsiadając do auta.
- Dobra, dobra żartowałem.- powiedział Zack i uniósł ręce w geście poddania.
- Moim zdaniem ona tylko cię lubi.- oznajmił Ryan i wzruszył ramionami.
- Do czasu, już niedługo suka będzie błagała o spędzenia czasu ze mną.- powiedziałem z uśmieszkiem. Nie lubiłem mówić tak o Louise, ale przecież to tylko nic nie znaczący zakład. Nie możemy zakochać się w sobie, to wszystko by popsuło.
- Oby, bo czas leci.- powiedział.
- Skończyłeś? Bo siedzimy w tym aucie, a we mnie aż gotuje się jest tu tak gorąco.- burknąłem i oparłem głowę o szybę. Ryan skinął głową i odpalił silnik. Wracając do Louise, była naprawdę miła, ale także czasami cholernie irytująca. Zupełnie różniła się od moich dotychczasowych dziewczyn. Seksowna i pewna siebie w żadnym procencie nie określał brunetki. Ona była skromna i urocza, widzicie różnice? Z zamyślenia wyrwał mnie głośny głos Ryana.
- Oby, bo czas leci.- powiedział.
- Skończyłeś? Bo siedzimy w tym aucie, a we mnie aż gotuje się jest tu tak gorąco.- burknąłem i oparłem głowę o szybę. Ryan skinął głową i odpalił silnik. Wracając do Louise, była naprawdę miła, ale także czasami cholernie irytująca. Zupełnie różniła się od moich dotychczasowych dziewczyn. Seksowna i pewna siebie w żadnym procencie nie określał brunetki. Ona była skromna i urocza, widzicie różnice? Z zamyślenia wyrwał mnie głośny głos Ryana.
- Patrz gdzie jedziesz sukinsynie!- krzyknął pokazując środkowy palec wszystkim innym na drodze.
- Uspokój się.- zaśmiałem się i poklepałem go po ramieniu.
- Jak do cholery mam się uspokoić skoro ludzie którzy nie powinni prowadzić nawet wózka w sklepie jeżdżą samochodami?- burknął zdenerwowany. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem rozluźniając napiętą atmosferę.
- Wieczorem wpadnie Abby i jej świta.- powiedziałem na co Ryan wydał bliżej nieokreślony dźwięk.
- Ludzie, widzieliście jej cycki?- zapytał i ostro zahamował. Zwinnie wysiedliśmy z auta i przeszliśmy przez trawnik.
- Chyba każdy je widział Ryan.- zaśmiał się Aston.- Ale chyba nie tak dokładnie jak ty.
- Zmieńmy temat, czuję się jak laska na tych ich stypach gdzie cały czas chichoczą i urządzają bitwę na poduszki w samych stanikach.
- Podglądałeś?- zapytałem śmiejąc się. Przekręcając kluczyk w drzwiach popchnąłem ciężkie, drewniane drzwi. Weszliśmy do naszego "królestwa". Był do opuszczony magazyn, który na samym początku służył na za bazę, ale teraz trochę odnowiliśmy go i spędzamy tutaj praktycznie cały wolny czas.
Każdy tutaj po raz pierwszy zapalił fajkę czy napił się piwa.
- Kiedyś też musicie tego spróbować.- powiedział i rzucił się na kanapę.
- Jesteś obleśny, stary!- Zack krzyknął podając wszystkim piwo.
- Serio, Ryan, powinieneś się leczyć.- zachichotałem za co zarobiłem w żebro.
- Chcesz się bić? To dawaj!- krzyknąłem i uderzyłem go dla zabawy..
- To była tylko zabawa.- powiedziałem spokojny.
-Tylko zabawa? Spójrz na siebie! Przychodzisz do mnie dzień przed balem z rozwalonym nosem i łukiem brwiowym!- była wściekła. Przepraszam, cofam to, była cholernie wściekła.
- Już mówiłem ci, to była tylko zabawa.
- To dlaczego do cholery zamiast bić się nie mogliście pograć w Monopoly czy Scrable?- podeszła do mnie "groźnie" wymachując mi przed oczami palcem.
- No przepraszam! Czy możesz już przestać panikować nos znowu mi krwawi.- burknąłem brudząc kolejną chusteczkę krwią. Przyznaję, ta zabawa nie była najmądrzejsza, ale żeby od razu tak panikować? Zamiast zając się moim złamanym nosem woli przejmować się jak zakryć małe zadrapanie nad okiem. Powoli wstałem z krzesła i ruszyłem na łóżko Louise. Wsadziłem sobie po chusteczce i delikatnie otuliłem jej ciało. Nie narzekając oddała gest.
- Wyglądasz żałośnie.- zaśmiała się i położyła głowę na moich kolanach.
- Nie zaprzeczę.- powiedziałem i cicho zaśmiałem się.
- Poczekaj tutaj i do licha wyjmij te chusteczki, bo zrobisz sobie krzywdę.- sapnęła i zeskoczyła z łóżka. Po chwili wyszła w pokoju znikając bez słowa. Robiąc to co kazała dziewczyna delikatnie odchyliłem głowę do tyłu.
- Justin, nie tak.- pisnęła i podbiegła do mnie. Spoglądając na nią zobaczyłem, że trzyma w ręku zimny kompres, który zaraz wylądował na moim karku.
- Pochyl się do przodu.- rozkazała i zajęła miejsce obok mnie. Po tym jak w magazynie zatamowaliśmy krwotok i wszystko było w porządku przyjechałem do Louise. Miałem wpaść tylko na chwilę aby obgadać jutrzejszy bal, ale zamiast tego siedzę tutaj i jestem niańczony jak małe dziecko, super.
- Cieszysz się?- zapytałem.
- Z czego? Praktyk pielęgniarskich?- zaśmiała się Louise.
- Raczej chodziło mi o bal, ale muszę przyznać jesteś wspaniałą pielęgniarką.- lekko uśmiechnąłem się.
- Jestem strasznie podekscytowana, w sumie jak co roku. Uwielbiam te bale, szczególnie, że mają one cel charytatywny.- wyprostowała się i ziewnęła.
- Ktoś tu jest śpiący.
- Jutro czeka nas wyczerpujący dzień. Poszłabym spać gdyby nie jakiś dzikus wtargnął mi do domu.
- Zabawne.- zaśmiałem się sztucznie.
- Sądzę, że możesz już zdjąć ten kompres.- powiedziała i ściągnęła ze mnie zimny materiał. Zadziwiająco szybko krwotok ustał.
- Zastanawiałaś się nad medycyną?- zapytałem poważnie, zadziwiając tym samego siebie.
- Justin, to, że pomogłam ci z tak błahą rzeczą nie robi ze mnie od razu podyplomowego chirurga.- zaśmiała się, błyskając zębami. Ciesząc się tak wspaniałym widokiem przytuliłem ją i delikatnie położyłem.
- A tak naprawdę czym chciałabyś zajmować się w przyszłości?
- Pisarstwem. Chciałabym zająć się ty na poważnie, może wydać swoją książkę? Kto wie..- powiedziała, a przez jej słowa dało odczuć się radość.- A ty? Kim chcesz zostać?
- Śpiewakiem operowym.- stwierdziłem poważnie, na co oboje wybuchliśmy śmiechem.
- A tak na serio?- zapytała.
- Jeszcze sam dokładnie nie wiem i nie jak na razie nie zamierzam zaprzątać sobie tym głowy.- bąknąłem.
- Wyobrażam sobie ciebie jako fotomodela pozującego w samych Kleinach*- zachichotała brunetka, czym mnie zaskoczyła.
- Czy właśnie przyznałaś do fantazjowania o mnie?- zachichotałem przez co zarobiłem w brzuch.
- Wcale, że nie! Po prostu taka myśl wpadła mi do głowy teraz!- pisnęła podrywając się go góry.
- Przecież to nie jest powód do wstydu. Jeśli chodzi o mnie to robię to na okrągło.- powiedziałem śmiejąc się.
- Uhg, jesteś okropny!- pisnęła i szybko siadając na mnie okrakiem zaczęła okładać swoimi malutkimi pięściami.
Louise's POV
- Ugh, jesteś okropny!- pisnęłam i siadając na nim ze wszystkich sił zaczęłam uderzać go pięściami. - Nie fantazjuje o nikim, szczególnie o tobie!- krzyknęłam. Justin cały czas śmiał się nie przejmując się w ogóle moimi uderzeniami.
- Proszę, proszę, nasza mała Louise ujeżdża Biebera podczas obecności wszystkich domowników, gratulacje.- zachichotał tak dobrze znany mi głos.
- Spieprzaj Ben.- warknęłam patrząc na niego z odrazą.
- Nie tak wulgarnie, kochanie!- zaśmiał się popijając jakiś alkohol.
- Jaki masz problem Stewart?- syknął Justin, delikatnie podnosząc mnie z siebie, dopiero teraz zorientowałam się w jaki sposób siedziałam na nim. Delikatnie uśmiechnęłam się, a moja wewnętrzna suka zatańczyła taniec grzeszności.
- Wydaję mi się, że nie mówiłem do ciebie.- odpysknął Ben.
- Ale ja mówię do ciebie i chcę żebyś stąd wyszedł.- warknął Justin powoli zbliżając się do Bena.
- Spoko, powiem ci tylko tyle, że nie jest taka trudna na jaką wygląda.- powiedział i uśmiechnął się złowieszczo, a mi aż zaparło dech w piersiach.
_____________________
* Kleiny- chodzi tu o bokserki firmy Calviny Kleina
drama is coming @luvmedrew
▫ jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz! :)
- Wieczorem wpadnie Abby i jej świta.- powiedziałem na co Ryan wydał bliżej nieokreślony dźwięk.
- Ludzie, widzieliście jej cycki?- zapytał i ostro zahamował. Zwinnie wysiedliśmy z auta i przeszliśmy przez trawnik.
- Chyba każdy je widział Ryan.- zaśmiał się Aston.- Ale chyba nie tak dokładnie jak ty.
- Zmieńmy temat, czuję się jak laska na tych ich stypach gdzie cały czas chichoczą i urządzają bitwę na poduszki w samych stanikach.
- Podglądałeś?- zapytałem śmiejąc się. Przekręcając kluczyk w drzwiach popchnąłem ciężkie, drewniane drzwi. Weszliśmy do naszego "królestwa". Był do opuszczony magazyn, który na samym początku służył na za bazę, ale teraz trochę odnowiliśmy go i spędzamy tutaj praktycznie cały wolny czas.
Każdy tutaj po raz pierwszy zapalił fajkę czy napił się piwa.
- Kiedyś też musicie tego spróbować.- powiedział i rzucił się na kanapę.
- Jesteś obleśny, stary!- Zack krzyknął podając wszystkim piwo.
- Serio, Ryan, powinieneś się leczyć.- zachichotałem za co zarobiłem w żebro.
- Chcesz się bić? To dawaj!- krzyknąłem i uderzyłem go dla zabawy..
~*~
- Nie mogę w to uwierzyć!- krzyczała Louise.- Jesteś taki bezmyślny Justin!- wyrzuciła ręce do góry i usiadła na łóżku.- To była tylko zabawa.- powiedziałem spokojny.
-Tylko zabawa? Spójrz na siebie! Przychodzisz do mnie dzień przed balem z rozwalonym nosem i łukiem brwiowym!- była wściekła. Przepraszam, cofam to, była cholernie wściekła.
- Już mówiłem ci, to była tylko zabawa.
- To dlaczego do cholery zamiast bić się nie mogliście pograć w Monopoly czy Scrable?- podeszła do mnie "groźnie" wymachując mi przed oczami palcem.
- No przepraszam! Czy możesz już przestać panikować nos znowu mi krwawi.- burknąłem brudząc kolejną chusteczkę krwią. Przyznaję, ta zabawa nie była najmądrzejsza, ale żeby od razu tak panikować? Zamiast zając się moim złamanym nosem woli przejmować się jak zakryć małe zadrapanie nad okiem. Powoli wstałem z krzesła i ruszyłem na łóżko Louise. Wsadziłem sobie po chusteczce i delikatnie otuliłem jej ciało. Nie narzekając oddała gest.
- Wyglądasz żałośnie.- zaśmiała się i położyła głowę na moich kolanach.
- Nie zaprzeczę.- powiedziałem i cicho zaśmiałem się.
- Poczekaj tutaj i do licha wyjmij te chusteczki, bo zrobisz sobie krzywdę.- sapnęła i zeskoczyła z łóżka. Po chwili wyszła w pokoju znikając bez słowa. Robiąc to co kazała dziewczyna delikatnie odchyliłem głowę do tyłu.
- Justin, nie tak.- pisnęła i podbiegła do mnie. Spoglądając na nią zobaczyłem, że trzyma w ręku zimny kompres, który zaraz wylądował na moim karku.
- Pochyl się do przodu.- rozkazała i zajęła miejsce obok mnie. Po tym jak w magazynie zatamowaliśmy krwotok i wszystko było w porządku przyjechałem do Louise. Miałem wpaść tylko na chwilę aby obgadać jutrzejszy bal, ale zamiast tego siedzę tutaj i jestem niańczony jak małe dziecko, super.
- Cieszysz się?- zapytałem.
- Z czego? Praktyk pielęgniarskich?- zaśmiała się Louise.
- Raczej chodziło mi o bal, ale muszę przyznać jesteś wspaniałą pielęgniarką.- lekko uśmiechnąłem się.
- Jestem strasznie podekscytowana, w sumie jak co roku. Uwielbiam te bale, szczególnie, że mają one cel charytatywny.- wyprostowała się i ziewnęła.
- Ktoś tu jest śpiący.
- Jutro czeka nas wyczerpujący dzień. Poszłabym spać gdyby nie jakiś dzikus wtargnął mi do domu.
- Zabawne.- zaśmiałem się sztucznie.
- Sądzę, że możesz już zdjąć ten kompres.- powiedziała i ściągnęła ze mnie zimny materiał. Zadziwiająco szybko krwotok ustał.
- Zastanawiałaś się nad medycyną?- zapytałem poważnie, zadziwiając tym samego siebie.
- Justin, to, że pomogłam ci z tak błahą rzeczą nie robi ze mnie od razu podyplomowego chirurga.- zaśmiała się, błyskając zębami. Ciesząc się tak wspaniałym widokiem przytuliłem ją i delikatnie położyłem.
- A tak naprawdę czym chciałabyś zajmować się w przyszłości?
- Pisarstwem. Chciałabym zająć się ty na poważnie, może wydać swoją książkę? Kto wie..- powiedziała, a przez jej słowa dało odczuć się radość.- A ty? Kim chcesz zostać?
- Śpiewakiem operowym.- stwierdziłem poważnie, na co oboje wybuchliśmy śmiechem.
- A tak na serio?- zapytała.
- Jeszcze sam dokładnie nie wiem i nie jak na razie nie zamierzam zaprzątać sobie tym głowy.- bąknąłem.
- Wyobrażam sobie ciebie jako fotomodela pozującego w samych Kleinach*- zachichotała brunetka, czym mnie zaskoczyła.
- Czy właśnie przyznałaś do fantazjowania o mnie?- zachichotałem przez co zarobiłem w brzuch.
- Wcale, że nie! Po prostu taka myśl wpadła mi do głowy teraz!- pisnęła podrywając się go góry.
- Przecież to nie jest powód do wstydu. Jeśli chodzi o mnie to robię to na okrągło.- powiedziałem śmiejąc się.
- Uhg, jesteś okropny!- pisnęła i szybko siadając na mnie okrakiem zaczęła okładać swoimi malutkimi pięściami.
Louise's POV
- Ugh, jesteś okropny!- pisnęłam i siadając na nim ze wszystkich sił zaczęłam uderzać go pięściami. - Nie fantazjuje o nikim, szczególnie o tobie!- krzyknęłam. Justin cały czas śmiał się nie przejmując się w ogóle moimi uderzeniami.
- Proszę, proszę, nasza mała Louise ujeżdża Biebera podczas obecności wszystkich domowników, gratulacje.- zachichotał tak dobrze znany mi głos.
- Spieprzaj Ben.- warknęłam patrząc na niego z odrazą.
- Nie tak wulgarnie, kochanie!- zaśmiał się popijając jakiś alkohol.
- Jaki masz problem Stewart?- syknął Justin, delikatnie podnosząc mnie z siebie, dopiero teraz zorientowałam się w jaki sposób siedziałam na nim. Delikatnie uśmiechnęłam się, a moja wewnętrzna suka zatańczyła taniec grzeszności.
- Wydaję mi się, że nie mówiłem do ciebie.- odpysknął Ben.
- Ale ja mówię do ciebie i chcę żebyś stąd wyszedł.- warknął Justin powoli zbliżając się do Bena.
- Spoko, powiem ci tylko tyle, że nie jest taka trudna na jaką wygląda.- powiedział i uśmiechnął się złowieszczo, a mi aż zaparło dech w piersiach.
_____________________
* Kleiny- chodzi tu o bokserki firmy Calviny Kleina
drama is coming @luvmedrew
▫ jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz! :)
Boże, świetny, ale ugh wkurzyło mnie to że Justin nazwał Lou suką ;c
OdpowiedzUsuńNajlepsze polskie fanfiction jakie kiedykolwiek czytałam, kocham, kocham, kocham!
OdpowiedzUsuńJak to drama is coming?! :O Rozdział jest świetny. Masz talent i bardzo dobrze że go nie marnujesz. Czekam na nn i weny życzę ;)
OdpowiedzUsuńhttp://person-who-changed-my-life.blogspot.com/
Super :) Kocham to ♥
OdpowiedzUsuńja i tak nadal wierzę, że Justin się zmieni ;d
OdpowiedzUsuńświetny rozdział! *o*
jestem tempa, kto to Ben do cholery?xd
czekam na następny! (:
przeczytaj jeszcze raz rozdział 6, a przypomnisz sobie :)
OdpowiedzUsuń