czwartek, 15 maja 2014

7. "Wyglądasz jak supermodelka"

Louise’s POV

Otworzyłam oczy i pożałowałam. Jasne słońce raniło moje oczy przez co szybko je zamknęłam. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszej nocy, ale nie mogłam. Jęknęłam. Powolnie wstałam i zorientowałam się, że wczoraj nawet nie zmieniłam ubrań. Woah, musiałam zaszaleć. Zaśmiałam się i wyjęłam z szafki fioletowy dres od Adidasa. Wchodząc do łazienki o mało co nie zwróciłam wczorajszego śniadania. Cały mój makijaż teraz znajdował się na policzkach i jak sądzę na poduszce. Zrzuciłam czarną sukienkę wraz z bielizną i wrzuciłam do kosza na brudy. Odkręciłam lodowatą wodę i szybko mydląc swoje ciało, spłukałam je. Wytarłam ciało ręcznikiem i umyłam zęby. Zakładając na siebie czystą bieliznę i dres wyszłam z pokoju. Przechodząc przez korytarz skręciłam do pokoju dalej.
- Michaele?- zapukałam.
- Możesz wejść.- powiedziała, a ja otworzyłam drzwi. Od razu wskoczyłam na jej łóżko zajmując miejsce obok niej.
- Pamiętasz coś z wczorajszej imprezy?- zapytałam niczego nie świadoma. Ele wybuchła śmiechem.
- Ale, którą część? Tą, na której tańczyłaś na barze, całowałaś się z Arianą, czy przytulałaś Biebera?- zapytała rozbawiona. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć w żadną rzecz, którą powiedziała Ele.
- O matko.- powiedziałam i jęknęłam powodując kolejny napad śmiechu siostry. Wszystko zaczęło składać mi się do kupy przez co byłam strasznie zażenowana. Jeszcze nigdy nie robiłam takich rzeczy na imprezie.- Chyba straciłam status grzecznej abstynentki.- powiedziałam smutno.
- Nie przejmuj się, pamiętaj wszystko co dzieje się tam zostaje sekretem. Zakładam, że połowa dziewczyn na tej imprezie robiła o wiele gorsze rzeczy. Ja na swojej pierwszej imprezie gdy piłam, zwymiotowałam na jedwabną pościel rodziców Masona Valet.- zaśmiałyśmy się razem.- Nie może robić domówek do tej pory.- westchnęła rozbawiona. Chwilę leżałyśmy na łóżku przytulając się.
- Pamiętam, to wszystko wina Andyego! To on mnie upił!- pisnęłam.
- Tak, a potem zmienił go Justin.- zażartowała.
- Justin?- zapytałam niepewnie.
- Tak, jest miły, ale uważaj na niego, dobrze?- zapytała poważnie.
- Dobrze.- skinęłam głową.- Podaj mi wodę, moja buzia przypomina Saharę.- westchnęłam i odkręciłam podaną przez siostrę butelkę wody.
- Uh, nie mogę doczekać się już końca roku.- westchnęła.
- O, tak samo jak ja. Poczekaj, zaraz przyjdę.- powiedziałam i zbiegłam na dół. Wiedziałam. Czułam już tosty z mojego pokoju. Chwyciłam cztery chleby i wróciłam z powrotem do pokoju Ele.
- Mm, jesteś moją najukochańszą siostrą!- pisnęła Michaele, smakując przepyszną kanapkę Marie.
Usłyszałam pikanie z mojego pokoju i westchnęłam. Pobiegłam po telefon, który nieustannie pikał. Zmęczona rzuciłam się po raz trzeci w tym dni na łóżko Michaele. Odblokowałam telefon i uśmiechnęłam się.

od Justin:
Dzień dobry! Jak się spało? xx

do Justin:
Dobrze, dziękuję, a ty? x

- Z czego się tak cieszysz, gnojku?- zapytała Ele.
- Wiadomość od Justina.- wyszczerzyłam się.

od Justin:
Tak samo ;) kiedy spotkamy się?

Pisnęłam cicho i zaśmiałam się. On jest taki miły! Nawet nie zorientowałam się kiedy Michaele zabrała mój telefon.
- Oddawaj to!- wrzasnęłam i rzuciłam się na nią. Uwaga, nie zawaham się pogryźć!
- Spokojnie! Już ci oddaje!- krzyknęła rozbawiona.

do Justin:
Kiedy chcesz? Zawsze jestem chętna ;)

- Michaele! To brzmi strasznie dwuznacznie!- pisnęłam, teraz pewnie weźmie mnie za napaloną nastolatkę, którą szczerze mówiąc jestem. Oh, przymknij się Lou.

od Justin:
Nie mogę się doczekać, przyjadę po ciebie jutro do szkoły x

- Nienawidzę cię- mruknęłam i rzuciłam w nią poduszką, ta tylko głupio zachichotała.

*

Nobody’s POV

Dzisiejszy dzień był inny, nie było tak gorąco, przez co Louise musiała założyć swój płaszczyk od Tommiego z czego była bardzo zadowolona. Idąc wzdłuż ulicy usłyszała okropne krzyki. Obejrzała się za siebie i zobaczyła Justina. Jej J u s t i n a krzyczącego na jakąś cycatą blondynkę.
- Dobrze, możesz mi possać!- krzyknął jej na odchodne. Blondynka również wrzeszczała, ale ją to nie obchodziło. Jedynym teraz jej pytaniem było kim ona jest? Całej tej sytuacji, a raczej kabarecie przyglądała się z pewnej odległości. Justin nie miał szans na zobaczenie lub ukrycie prawdziwego siebie, ponieważ tak naprawdę był zwykłym dupkiem. "Cóż musiała sobie zasłużyć na tak ostre słowa." Pomyślała Lou i wzruszyła ramionami. Postanowiła jutro z nim o tym pogadać. Mogła zapierać się w nieskończoność, ale mnie nie oszuka, była zauroczona Justinem. Wiedziała, że pod tą maską złego chłopca kryje się prawdziwy i uroczy chłopak, który w jej towarzystwie ukazywał się tyle razy. On też mógł się zapierać i mówić, że to tylko zakład, ale polubił Lou. Jej niewinność i poukładanie mieszające się z zabawą tworzyły coś niezwykłego, coś co p o l u  b i ł. Dziewczyna obserwowała chłopaka dopóki nie wsiadł do swojego auta i odjechał z piskiem opon. Lekko zdezorientowana wróciła do celu swojej podróży. Biblioteka. Miała nadzieję na wypożyczenie jakieś przyjemnej i lekkiej książki na wakacje. Otworzyła ciężkie, drewniane drzwi i zaciągnęła się zapachem drewna pomieszanego ze starym papierem. Najchętniej kupiłaby perfumy o takim zapachu, ale nie, po dłuższych przemyśleniach stwierdziła, że nie chce pachnieć jak pani McKenzie, stara panna z dwudziestoma kotami.
- Dzień dobry.- uśmiechnęła się miło do wspomnianej już staruszki.
- Oh, Louise, miło się widzieć!- powiedziała wesoło i wróciła do zatracania się w Dumie i Uprzedzeniu.
Przeszła obok idealnie wyczyszczonych ławek i skryła się w dziale z romansidłami. Rozejrzała się po pułkach i wyciągnęła jedną. Dalsze poszukiwania w tym dziale zdały się na nic dlatego przeszła na drugi z jej ulubionych gatunków- kryminał. Zamykając oczy wyciągnęła książkę po prawo, a drugą dwie pułki niżej po lewo. Miała nadzieję, że jej instynkt dobrze jej podpowiedział. Kolejno odbywając krótką pogawędkę z panią McKenzie wyszła na świeże powietrze.

od Justin:
Tęsknię x Gdzie jesteś?

do Justin:
Wracam z biblioteki i idę do Eden, a ty? :)

od Justin:
Moja mądra dziewczynka ;) Zanudzam się w domu.

Po przeczytaniu tej wiadomości pisnęła radośnie za co zarobiła parę zdziwionych spojrzeń, ale olała to. Napisał, że jest jego, a na dodatek wysłał jej buźkę puszczającą oczko. Czego jeszcze potrzebowała do szczęścia?

do Justin:
Oh, biedny. Nie mogę doczekać się na nasze jutrzejsze spotkanie :)

od Justin:
Tak samo ja. Nie przeszkadzam, bądź grzeczna! ;)

Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana i schowała telefon do kieszeni swoich granatowych jeansów od Jimmy Choo.
                                                                          ~*~
Louise’s POV

Gdy wracałam z biblioteki, znów zauważyłam tę tajemniczą blondynkę, z którą kłócił się Justin. Szybko do niej podbiegłam
-Hej!-krzyknęłam, a ona odwróciła się-zaczekaj!
-To do mnie?- zapytała piskliwym głosem. Teraz dopiero mogłam się jej przyjrzeć. Miała sięgające do pasa platynowe włosy, niebieskie oczy, które zostały przykryte kilogramami makijażu, a cóż, jej strój, szczerze, nie mówił o niej zbyt dobrze. Musiała wyeksponować swoje wielkie piersi, ogromny tyłek i długie, opalone nogi, na których miała około 15-centymetrowe szpilki od Prady.
-Tak, słuchaj mam do ciebie pytanie..-jej twarz wyraziła zdziwienie.
-Do mnie? Czego chcesz?- spytała. Wciąż próbowała udawać silną oraz pewną siebie lecz rozmazany tusz i zaczerwieniony nos wskazywały na to, że płakała.
- Może to głupio zabrzmi, ale widziałam jak kłócisz się z Justinem i chcia...
- To nie jest twoja sprawa.- syknęła wrednie. Woah, ktoś tu ma okres. Posłała mi tylko wymowne spojrzenie i ruszyła przed siebie.
-No ale..-tak szybko jak zaczęłam mówić, tak przerwano mi
-Powiedziałam ci chyba że masz się do tego nie mieszać!- krzyknęła do mnie i szybko się oddaliła zostawiając mnie cholernie zdezorientowaną.
~*~


-Maria, wychodzę!- krzyknęłam, schodząc po schodach.
-Gdzie? -krzyknęła z kuchni, gdzie musiała przygotowywać swoją spektakularną pastę.
-Wychodzę do galerii z dziewczynami, musimy kupić sobie sukienki na jutro.- pisnęłam podekscytowana, nie mogę się doczekać by rozpocząć wakacje. Już pojutrze będę wolna od nauczycieli, kartkówek, sprawdzianów i innych tych bzdur. 

 Szybkim krokiem weszłam do czarnego Range Rover'a Liliany i przywitałam się z przyjaciółkami. 
- Jestem tak strasznie podekscytowana!- czekałam na to 10 miesięcy!- krzyknęła Cassie, a my zachichotalysmy.
- Te wakacje będą najlepszymi w naszym życiu, zobaczycie.- pisnęła Isabella podspiewujac tekst piosenki,  która aktualnie leciała w radiu. 
- Możesz nam wreszcie powiedzieć co to za niespodzianka? - westchnęłam wiedząc,  że i tak nic nie zdziałam ciągłym marudzeniem.
- Wytrzymacie jeszcze trochę.- powiedziała i przyglądając się swojemu odbiciu w lusterku umalowała usta.
- Jesteś niemożliwa! Ile mamy jeszcze czekać?- baknęłam i oparłam się o siedzenie. 
- Woah, kogoś cisną majty!-  zachichotała.- Justinek nie napisał dzień dobry?- zaśmiała się uznając swój żart za przezabawny.
- Dla twojej wiadomości napisał, a z tobą jak jest? Parker znowu u Amandy?- zapytałam przesłodzonym głosem. 
- Przestań. Dobrze wiesz, że to był tylko żart.- syknęła. 
- To odczep się w końcu od Justina!
- Dobra, ale ty przestań być taką jedzą.- 
krzyknęła. 
- Dobra.- odpowiadając jej tym samym wywróciłam oczami.
Przez całą drogę panowała bardzo niezręczna atmosfera. Może, to i lepiej. Nie powinnam tego powiedzieć, ale w nerwach robimy różne rzeczy, za które potem żałujemy. Liliana bez słowa zaparkowała, a my  wysiadłyśmy z samochodu. Cassie cicho zachichotała.
- Co jest takiego zabawnego?- spytała Isabella.
- Zamiast cieszyć się ostatnimi zakupami w roku szkolnym to zachowujemy się jak byśmy szły na pogrzeb.- zaśmiała się, a my jej zawtórowałyśmy jej. Niestety miała rację. 
- Zapomnij o tym co powiedziałam.- mruknęłam, a Isabella przytuliła mnie.
- Tylko, jeśli ty zapomnisz o tym co ja powiedziałam.- odpowiedziała mi z uśmiechem
- Dobra dziewczyny, a więc zaczynamy podboje sklepów.- Krzyknęła Eden, ciągnąc nas do Mohito.
                                                                          ~*~
Po kilku godzinach szukania sukienek na bal, Lilly, Cassie i Eden miały już swoje wymarzone kiecki. Zostałam tylko ja z Isabellą. Zwykle po godzinie wychodziłam z milionem toreb, w których mieściły się rzeczy, zaczynając od ciuchów, kończąc na kosmetykach. Ale tym razem musiało to być coś wyjątkowego. Natomiast Isabella, cały czas marudziła, że w tej wygląda grubo, ta zmniejsza jej pupę, a ta była modna w tamtym sezonie.
- Lou, chodź szybko!- zawołała Cassie z drugiego końca sklepu.
- Już idę.- odpowiedziałam i jak najszybciej skierowałam się w stronę przyjaciółki.- Coś się stało?
- Znalazłam coś, i chcę żebyś to przymierzyła.- podała mi wieszak z sukienką w kolorze pudrowego różu. Udałam się do przymierzalni, ściągnęłam mój t-shirt i jeansy, po czym zaczęłam wciągać na siebie drogi ciuch. Materiał delikatnie opinał moje ciało. Szczerze mówiąc, wyglądałam pięknie. Chyba pierwszy raz mogę tak o sobie powedzieć.
- No wychodzisz czy nie?!- krzyknęła Cassie, która czekała na mnie za drzwiami od kabiny.
- No już, spokonie.- zaczełąm wychodzić z mojej „kryjówki”. Mina przyjaciółki gdy mnie zobaczyła, była bezcenna.
- To naprawdę ty? Jezu, Lou, wyglądasz jak jakaś supermodelka!
- Dzięki Cass, to wcale mnie nie uraziło- odparłam sarkastycznie.
- Przecież wiesz że Cię kocham .Ale naprawdę, gdybym była facetem, obejrzałbym się za tobą, i to nie raz.
- Dobra już mi tak nie słodź.- uśmiechnęłam się pod nosem.- To co, mam ją kupić?
- Ty się jeszcze pytasz? Jasne że tak. Justinowi na pewno się spodoba, zapewniam cię.- puściła mi oczko.
- Weź przestań.- zawstydziłam się lekko. Okej Justin jest przystojny, no i pewnie byłby fajnym chłopakiem, ale.. Zaraz o  c z y m  ja myślę? Louise, ogarnij się!
- Panno marzycielko, to przebierasz się i kupujemy tą sukienkę, czy nadal będziesz stałą jak słup i gapiła się przed siebie?- zapytał moja szanowna towarzyszka.
- Okej, śmiej się ze mnie, śmiej.- odpowiedziałam i znów weszłam do kabiny, żeby ubrać się znów w moje ubrania.Wyszłam, i razem z dziewczyną kierowałyśmy się w stronę kasy, gdzie spotkałyśmy resztę naszej grupki.Jak zauważyłam Bella też już znalazła swój strój. Po zapłaceniu poszłyśmy po kawę do Starbucks’a.
- No więc, jak ci się układa z Justinem?- zapytała ciekawie Lilly.
- Dobrze?- odpowiedziałam niepewnie, co wyszło jakbym o to zapytała.
- Oj, no nie bądź taka powiedz nam, było już coś więcej? Chyba wiesz co mam na myśli.- Poruszała znacząco brwiami. Matko, one tylko o jednym
- Nie, Justin jest tylko moim przyjacielem, nic więcej.- odparłam zgodnie z prawdą.
- Jasne..- mruknęła Bella, po czym spojrzała w kierunku otwierających się drzwi.- O wilku mowa.- powiedziała nadal patrząc w tamtą stronę. Momencik. Co?! Odwróciłam się tak szybko, że przy takiej sile mogłabym sobie łatwo łamać kark.To prawda. Stał tam on. Justin. Jego włosy były poburzone w ten patrz-jak-seksownie sposób. Nagle spojrzał się w moją stronę, a ja zamarłam. Zaczął powoli iść w moją stronę. Co ja mam zrobić? Uśmiechnąć się? Pomocy!
____________________________________________________________
Długi rozdział nie ma co :))
Jak sądzicie, co zrobi Lou?
 jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz! :) 

6 komentarzy:

  1. Ale fajny rozdział. Ciekawe co Lousie zrobi w stosunku do Justina ;) Czekam z niecierpliwieniem na następny : > Weny życzę ;)
    person-who-changed-my-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział :) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. aaa świetny! ♥
    uhuhu Justin jej wypomni co mówiła na imprezie? XD
    hahahah czekam na następny (:

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. Nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń