Louise’s POV
Dwa tygodnie. D w a t y g o d n i e codziennie spędzone z moim nowym przyjacielem, Justinem, były niesamowite. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak samolubny frajer, który myśli tylko o dobraniu się do majtek swojej „wypatrzonej”. Lecz podczas tego okresu pokazał mi i swoją kochaną, słodką stronę jak i tę trochę irytującą. Dzisiaj po swoich lekcjach ma przyjechać po mnie do szkoły, to uprzejme z jego strony.
- Oh, panienko Bieber, zaczekaj na nas!- krzyczała Bella.
- Zamknij się.- zachichotałam i szturchnęła ją żartobliwie w żebra. Oczywiście nie mogę też zapomnieć o moich idiotycznych przyjaciółkach, które na każdym kroku planują nasz ślub.
- Nie tak wulgarnie panno Shue! Ten młodzieniec ma chyba na ciebie zły wpływ.- zachichotała Eden, co wszystkie jej odwzajemniłyśmy.
- Jaki młodzieniec?- wtrącił się George Hammel. Był obleśny, podobne przespał się z całą drużyną cheeleaderek, coś okropnego!
- Żaden, nikt cię tu nie chce Geo.- burknęła złośliwie Cassie. W szóstej klasie byli parą, na szczęście to było jeszcze przed tym jak „ochrzcił” drużynę blondynek. Chłopak tylko burknął coś pod nosem i odszedł do swoich kumpli. Gdy do moich uszu dobiegł okropny dźwięk dzwonka jęknęłam z niezadowolenia.
- Lou, napisałaś na dzisiaj referat dla pana Reeda? – zapytała Eden, a ja zastygłam, przez całe to wejście do utopi zapomniałam zrobić zadania z języka angielskiego.
Dwa tygodnie. D w a t y g o d n i e codziennie spędzone z moim nowym przyjacielem, Justinem, były niesamowite. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak samolubny frajer, który myśli tylko o dobraniu się do majtek swojej „wypatrzonej”. Lecz podczas tego okresu pokazał mi i swoją kochaną, słodką stronę jak i tę trochę irytującą. Dzisiaj po swoich lekcjach ma przyjechać po mnie do szkoły, to uprzejme z jego strony.
- Oh, panienko Bieber, zaczekaj na nas!- krzyczała Bella.
- Zamknij się.- zachichotałam i szturchnęła ją żartobliwie w żebra. Oczywiście nie mogę też zapomnieć o moich idiotycznych przyjaciółkach, które na każdym kroku planują nasz ślub.
- Nie tak wulgarnie panno Shue! Ten młodzieniec ma chyba na ciebie zły wpływ.- zachichotała Eden, co wszystkie jej odwzajemniłyśmy.
- Jaki młodzieniec?- wtrącił się George Hammel. Był obleśny, podobne przespał się z całą drużyną cheeleaderek, coś okropnego!
- Żaden, nikt cię tu nie chce Geo.- burknęła złośliwie Cassie. W szóstej klasie byli parą, na szczęście to było jeszcze przed tym jak „ochrzcił” drużynę blondynek. Chłopak tylko burknął coś pod nosem i odszedł do swoich kumpli. Gdy do moich uszu dobiegł okropny dźwięk dzwonka jęknęłam z niezadowolenia.
- Lou, napisałaś na dzisiaj referat dla pana Reeda? – zapytała Eden, a ja zastygłam, przez całe to wejście do utopi zapomniałam zrobić zadania z języka angielskiego.
- O matko! Czy Louise nie odrobiła zadania
domowego?- pisnęła Bella, wszystkim o mało co oczy z orbit nie wyleciały.
- Zapomniałam o tym.- westchnęłam zażenowana, jeszcze nigdy w całym moim życiu nie zdarzyło mi się to. Zawsze dziewczyny uznawały mnie za wariatkę z tego powodu, ale moim zdaniem to był powód do dumy.- Zmyślę coś, a teraz chodźmy, nie chcę pogarszać swojej sytuacji.-mruknęłam i zaciągnęłam je wszystkie do klasy angielskiego.
- Proszę, zajmijcie swoje miejsce.- powiedział mężczyzna w podeszłym wieku. Ubrany był jak co dzień w czarną kamizelkę z emblematem, krawat szkoły i sprane już jeansy.
- Na dzisiaj mieliście przygotować referaty. Czy ktoś chciałby się zgłosić to przeczytania?- zapytał, na co odpowiedziała mu głucha cisza.
-Rozumiem, może Kayla?- zaproponował cicho. Blondynka siedząca w trzeciej ławce ruszyła na środek klasy. Potykając się na swoich zabójczych Louboutinach, zaczęła czytać. Słuchając tego co napisała zrobiło mi się jej szkoda. Czy ona w ogóle przeczytała temat zadania?!
- Zapomniałam o tym.- westchnęłam zażenowana, jeszcze nigdy w całym moim życiu nie zdarzyło mi się to. Zawsze dziewczyny uznawały mnie za wariatkę z tego powodu, ale moim zdaniem to był powód do dumy.- Zmyślę coś, a teraz chodźmy, nie chcę pogarszać swojej sytuacji.-mruknęłam i zaciągnęłam je wszystkie do klasy angielskiego.
- Proszę, zajmijcie swoje miejsce.- powiedział mężczyzna w podeszłym wieku. Ubrany był jak co dzień w czarną kamizelkę z emblematem, krawat szkoły i sprane już jeansy.
- Na dzisiaj mieliście przygotować referaty. Czy ktoś chciałby się zgłosić to przeczytania?- zapytał, na co odpowiedziała mu głucha cisza.
-Rozumiem, może Kayla?- zaproponował cicho. Blondynka siedząca w trzeciej ławce ruszyła na środek klasy. Potykając się na swoich zabójczych Louboutinach, zaczęła czytać. Słuchając tego co napisała zrobiło mi się jej szkoda. Czy ona w ogóle przeczytała temat zadania?!
- Wow, to było… głęboki, usiądź Kayla.- gestem dłoni
odprawił ją do ławki.- Może Louise?- mruknął i uśmiechnął się miło.
- Tylko, że ja.. ja n-nie mam.- wymruczałam cicho i poczułam
na sobie palący wzrok całej klasy.
- To pewnie przez tego młodzieńca!- krzyknął George, co za palant. Cała klasa oczywiście zachichotała z jego bezmyślnego żartu, chociaż czy on nie miał racji?
- Przymknij się!- syknęła Bella.
- To pewnie przez tego młodzieńca!- krzyknął George, co za palant. Cała klasa oczywiście zachichotała z jego bezmyślnego żartu, chociaż czy on nie miał racji?
- Przymknij się!- syknęła Bella.
- Okej, klaso! Koniec!- powiedział opanowany i odwrócił się
aby zapisać temat. Czy on przed lekcją bierze garść tabletek nasennych? Odpuszczając sobie temat, westchnęłam i zaczęłam notować wszystkie informacje
podane przez pana Reeda.
Na moje szczęście szkoła się już skończyła i byłam wolna. Żegnając się z przyjaciółkami, jak najszybciej próbowałam przedostać się przez zatłoczony korytarz. Dzisiejszy dzień był niemożliwą do pojęcia udręką czas dłużył się niemiłosiernie, jakby te okropne wskazówki zmęczyły się bieganiem po tarczy zegara i zrobiły sobie mały odpoczynek, szkoda, że akurat tego dnia. Pan Reed po lekcji kazał zostań mi w sali.
- Czy coś się stało panienko Shue? Nigdy nie zdarzyło ci się nie odrobić pracy, którą zadałem.- zapytał zmartwiony.
Na moje szczęście szkoła się już skończyła i byłam wolna. Żegnając się z przyjaciółkami, jak najszybciej próbowałam przedostać się przez zatłoczony korytarz. Dzisiejszy dzień był niemożliwą do pojęcia udręką czas dłużył się niemiłosiernie, jakby te okropne wskazówki zmęczyły się bieganiem po tarczy zegara i zrobiły sobie mały odpoczynek, szkoda, że akurat tego dnia. Pan Reed po lekcji kazał zostań mi w sali.
- Czy coś się stało panienko Shue? Nigdy nie zdarzyło ci się nie odrobić pracy, którą zadałem.- zapytał zmartwiony.
-Nie, w weekend czułam
się okropnie, chyba złapała mnie grypa i powinnam była zostać w domu.
-Naprawdę? W tamtym roku przyszłaś na konkurs recytacji wiersza z czterdziestostopniową gorączką, a jeszcze wcześniej nie opuściłaś testu z angielskiego chociaż złamałaś p r a w ą r ę k ę.- powiedział zdziwiony, ale miał rację. To było dziwne i niespodziewane.
-Naprawdę? W tamtym roku przyszłaś na konkurs recytacji wiersza z czterdziestostopniową gorączką, a jeszcze wcześniej nie opuściłaś testu z angielskiego chociaż złamałaś p r a w ą r ę k ę.- powiedział zdziwiony, ale miał rację. To było dziwne i niespodziewane.
- Tak, przepraszam,
więcej się to nie powtórzy.- mruknęłam.
- Mam taką nadzieję,
daruję ci to zadanie.- uśmiechnął się przyjaźnie.
-Dziękuję, panie Reed,
miłego dnia!
Otworzyłam ciężkie,
dwuczęściowe drzwi i złapałam świeży oddech. Spoglądając w bok zauważyłam grupę
cheealeaderek śliniące się przez coś. Uśmiechnęłam się złowieszczo i wyłapałam
ich punkt westchnień stojący na parkingu. Pewnym siebie krokiem ruszyłam w
stronę Justina wygrzewającego się w promieniach słońca.
- Cześć- zawołałam wesoło.
- Oh, cześć!- przytulił mnie i delikatnie ucałował policzek, czułam jak z dniem jego usta przesuwają się w stronę moich.- Lody?- mruknął uśmiechając się w ten chłopięcy sposób.
- Przez ciebie niedługo będę musiała kupować rozmiar większe ubrania!- pisnęłam na co zachichotał.
- Nie przesadzaj- zaśmiał się i otworzył mi drzwi po stronie pasażera. Prawdę mówiąc jego auto było niesamowite. Moja znajomość aut niestety nie pozwoliła mi na dokładne określenie marki i rodzaju, ale było widać, że kosztował majątek. Byłam ciekawa czy sam zarobił na to auto, biorąc pod uwagę różnicę lat pomiędzy nami.. Miał on już skończone 20 lat, czułam się przy nim jak smarkacz ze względu na to, że ja liczyłam niecałe siedemnaście.
- Jak było w szkole?- zapytał.
- Cześć- zawołałam wesoło.
- Oh, cześć!- przytulił mnie i delikatnie ucałował policzek, czułam jak z dniem jego usta przesuwają się w stronę moich.- Lody?- mruknął uśmiechając się w ten chłopięcy sposób.
- Przez ciebie niedługo będę musiała kupować rozmiar większe ubrania!- pisnęłam na co zachichotał.
- Nie przesadzaj- zaśmiał się i otworzył mi drzwi po stronie pasażera. Prawdę mówiąc jego auto było niesamowite. Moja znajomość aut niestety nie pozwoliła mi na dokładne określenie marki i rodzaju, ale było widać, że kosztował majątek. Byłam ciekawa czy sam zarobił na to auto, biorąc pod uwagę różnicę lat pomiędzy nami.. Miał on już skończone 20 lat, czułam się przy nim jak smarkacz ze względu na to, że ja liczyłam niecałe siedemnaście.
- Jak było w szkole?- zapytał.
- Okropnie, czas
dłużył się i zapomniałam odrobić zadania domowego.- mruknęłam wstydliwie.
Justin tylko zachichotał.
- Muszę wyznać, że mi zdarza się to notorycznie.- zachichotał. Po niecałych dwudziestu minutach znajdowaliśmy się już pod małym barem „ Rose”. Nazwa sama w sobie jest strasznie kiczowata, ale hej! Ważne są intencje. Zachichotałam sama do siebie, na co Justin popatrzył na mnie zdziwiony.
- Co jest takie śmieszne?- zapytał.
- Nieważne, wchodzimy?
- Muszę wyznać, że mi zdarza się to notorycznie.- zachichotał. Po niecałych dwudziestu minutach znajdowaliśmy się już pod małym barem „ Rose”. Nazwa sama w sobie jest strasznie kiczowata, ale hej! Ważne są intencje. Zachichotałam sama do siebie, na co Justin popatrzył na mnie zdziwiony.
- Co jest takie śmieszne?- zapytał.
- Nieważne, wchodzimy?
- Jasne, zajmij
miejsce, a ja zamówię.- uśmiechnął się i odprowadził mnie wzorkiem. Był taki
uroczy i słodki. Zajęłam miejsce na białej kanapie, która swoim kolorem bardzo
różniła się od rzeczy wokół.
Wszystko, dosłownie
wszystko było różowe. Czułam się jakbym była w domku dla Barbie, których tak
bardzo nie lubiłam gdy byłam małą dziewczynką. Wolałam iść z moim tatą na mecz
Netsów czy pograć z bratem na podwórku.
- Jestem, proszę bardzo.- wrócił i postawił przede mną wielki lodowy deser.
- Jestem, proszę bardzo.- wrócił i postawił przede mną wielki lodowy deser.
- Mam zjeść to sama?!-
pisnęłam i rozszerzyłam oczy.
- Oczywiście, że nie,
głuptasie.- zachichotał.- podzielimy się tym.- wyszczerzył zęby i podał mi
łyżeczkę.
- Oh, razem? No
dobrze.. –mruknęłam. Chłopak tylko uśmiechnął się i poklepał miejsce koło
siebie, abym usiadła obok niego, co od razu zrobiłam.
- Co będziemy robić później?- zapytał z pełną buzią lodów, na co zaśmiałam się.
- Obawiam się, że muszę się uczyć. Przez ciebie nie odrobiłam zadania domowego!- zażartowałam i wepchnęłam kolejną porcję lodów do buzi.
- Przeze mnie?! Shue obawiam się, że to przez twoją sklerozę!
- Ah tak? A kto siedział godziny na moim łóżku prosząc abym poszła z nim do cyrku?- odpowiedziałam złośliwie.
- To był ostatni dzień, kiedy byli w mieście! Jak moglibyśmy to przegapić?- zapytał zbulwersowany, machając łyżeczką przez co mała porcja zimnego lodu waniliowego wylądowała na moim policzku. Wybuchliśmy śmiechem, jednak nie mogłam tego tak zostawić, nałożyłam na łyżkę trochę czekolady i rzuciłam mu w twarz.
- Nie żyjesz!- wrzasnął zabawnie i chwycił palcami gałkę i rozmaślił mi ją na czole.
- Zły ruch Bieber!- chwytając za kubek z lodami wyrzuciłam połowę na niego i tak o to zostaliśmy wyrzuceni z lodziarni z dożywotnim zakazem zbliżania się do niej na sto metrów, przez strasznie zdenerwowaną kobietę.
- Poluzuj majty, kobiety!- krzyknął Justin, za co oberwał łyżką. Staliśmy tam, beztrosko obejmując się i co chwilę wybuchając śmiechem. Chciałabym aby było już tak na zawsze.
- Co będziemy robić później?- zapytał z pełną buzią lodów, na co zaśmiałam się.
- Obawiam się, że muszę się uczyć. Przez ciebie nie odrobiłam zadania domowego!- zażartowałam i wepchnęłam kolejną porcję lodów do buzi.
- Przeze mnie?! Shue obawiam się, że to przez twoją sklerozę!
- Ah tak? A kto siedział godziny na moim łóżku prosząc abym poszła z nim do cyrku?- odpowiedziałam złośliwie.
- To był ostatni dzień, kiedy byli w mieście! Jak moglibyśmy to przegapić?- zapytał zbulwersowany, machając łyżeczką przez co mała porcja zimnego lodu waniliowego wylądowała na moim policzku. Wybuchliśmy śmiechem, jednak nie mogłam tego tak zostawić, nałożyłam na łyżkę trochę czekolady i rzuciłam mu w twarz.
- Nie żyjesz!- wrzasnął zabawnie i chwycił palcami gałkę i rozmaślił mi ją na czole.
- Zły ruch Bieber!- chwytając za kubek z lodami wyrzuciłam połowę na niego i tak o to zostaliśmy wyrzuceni z lodziarni z dożywotnim zakazem zbliżania się do niej na sto metrów, przez strasznie zdenerwowaną kobietę.
- Poluzuj majty, kobiety!- krzyknął Justin, za co oberwał łyżką. Staliśmy tam, beztrosko obejmując się i co chwilę wybuchając śmiechem. Chciałabym aby było już tak na zawsze.
- Wyglądasz słodko!-
wymamrotał Justin i wyjął kawałek truskawki z moich włosów.
- Dziękuję, chyba częściej zacznę nosić na sobie tyle słodyczy.- zachichotałam.
- Dziękuję, chyba częściej zacznę nosić na sobie tyle słodyczy.- zachichotałam.
- Wiesz, że to nie
przez to. Zawsze wyglądasz przeuroczo!- uśmiechnął się, na co zażenowana
uderzyłam go w żebra.
-Auć, ranisz!- udawał zranionego trzymając się za brzuch. W pewnej chwili skulił się i naprawdę zaczął syczeć z bólu.
- O matko, Justin, nic ci nie jest?- zapytałam wystraszona, a on mi nic nie odpowiedział. Mogłaś nie bić go tak mocno, idiotko! Zniżyłam się do jego poziomu, ale zanim mogłam cokolwiek powiedzieć lub zrobić, ten chwycił mnie i przerzucił sobie przez ramie biegnąc jak oszalały przez park.
-Auć, ranisz!- udawał zranionego trzymając się za brzuch. W pewnej chwili skulił się i naprawdę zaczął syczeć z bólu.
- O matko, Justin, nic ci nie jest?- zapytałam wystraszona, a on mi nic nie odpowiedział. Mogłaś nie bić go tak mocno, idiotko! Zniżyłam się do jego poziomu, ale zanim mogłam cokolwiek powiedzieć lub zrobić, ten chwycił mnie i przerzucił sobie przez ramie biegnąc jak oszalały przez park.
- Ty, wstrętny!-
krzyczałam uderzając gdzie popadnie, tylko tym razem ze zdwojoną siłą.
- Jedziemy do ciebie czy do mnie?-zapytał wreszcie odstawiając mnie przy aucie.
- Do mnie. Tylko, że ty nie wchodzisz!- burknęłam.
- Jedziemy do ciebie czy do mnie?-zapytał wreszcie odstawiając mnie przy aucie.
- Do mnie. Tylko, że ty nie wchodzisz!- burknęłam.
- Okej, tylko się
wytrę, dobrze?- zapytał grzecznie, tylko jedno spojrzenie w jego czekoladowe
oczy i od razu mogłabym wybaczyć mu coś
o wiele gorszego nić udawanie zranionego.
- Dobrze.- uśmiechnęłam się. Chłopak otworzył mi drzwi, a sam szybko okrążył auto i wsiadł na miejsce kierowcy. Muszę przyznać, że był bardzo dobrym kierowcą, pomijając to, że jechał dosyć szybko. Co zaczynało mnie kręcić, matko Louise, nie pomyślałaś o tym. Skarciłam się sama i przeraziłam się, że zaczynam gadać sama ze sobą.
- Nad czym myślisz?- zapytał i położył rękę na moim kolanie. Wydawało mi się, że jest to intymny gest, ale przywykłam do tego, z resztą on nie jest mną zainteresowany.
- Dobrze.- uśmiechnęłam się. Chłopak otworzył mi drzwi, a sam szybko okrążył auto i wsiadł na miejsce kierowcy. Muszę przyznać, że był bardzo dobrym kierowcą, pomijając to, że jechał dosyć szybko. Co zaczynało mnie kręcić, matko Louise, nie pomyślałaś o tym. Skarciłam się sama i przeraziłam się, że zaczynam gadać sama ze sobą.
- Nad czym myślisz?- zapytał i położył rękę na moim kolanie. Wydawało mi się, że jest to intymny gest, ale przywykłam do tego, z resztą on nie jest mną zainteresowany.
- Nad nami.-
wyrzuciłam za nim miałam szansę pomyśleć nad tym co powiedziałam.
- Nami?- zapytał zdezorientowany, lecz w jego oczach widziałam dumę?
- Tak, nami jako przyjaciółmi, oczywiście.- powiedziałam, chcąc jakoś wybrnąć z tego, ale on już nic nie odpowiedział. Zabrał rękę z mojego kolana i skupił się na drodze, przyspieszając. Jego zmienne humory zawsze pojawiały się gdy mówiłam o nas jako „przyjaciołach”. Zastanawiałam się czy on nie chce tego samego co ja? Chce zerwać naszą przyjaźń? Ta myśl mnie dobijała, powinnam się go o to zapytać. Lecz w tym momencie poczułam szarpnięcie, które było spowodowane śliską powierzchnią przez deszcz. Chwila nieuwagi ,rozproszenia, pędzące auto jedzie w naszą stronę. Zaraz do tego dojdzie.
- Nami?- zapytał zdezorientowany, lecz w jego oczach widziałam dumę?
- Tak, nami jako przyjaciółmi, oczywiście.- powiedziałam, chcąc jakoś wybrnąć z tego, ale on już nic nie odpowiedział. Zabrał rękę z mojego kolana i skupił się na drodze, przyspieszając. Jego zmienne humory zawsze pojawiały się gdy mówiłam o nas jako „przyjaciołach”. Zastanawiałam się czy on nie chce tego samego co ja? Chce zerwać naszą przyjaźń? Ta myśl mnie dobijała, powinnam się go o to zapytać. Lecz w tym momencie poczułam szarpnięcie, które było spowodowane śliską powierzchnią przez deszcz. Chwila nieuwagi ,rozproszenia, pędzące auto jedzie w naszą stronę. Zaraz do tego dojdzie.
- Justin, uważaj!-
wrzasnęłam, po tym dało usłyszeć się tylko trzask i rozpadający się przód auta.
_____________________
Jouise moments x
▫ jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz! :)
_____________________
Jouise moments x
▫ jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz! :)
Omg, nie jak mogłaś ;c No jak?
OdpowiedzUsuńŚwietny xp
Suuper ;3
OdpowiedzUsuńFajny xd czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńczekam na następny!
OdpowiedzUsuńciekawe kiedy sie dowie o planach justina...
OdpowiedzUsuńczekam nn :D
aa cudowny! są tacy słodcy! *o*
OdpowiedzUsuńale końcówka, jejku, wypadek?:(( boję się o nich :c
czekam na kolejny! ♥