Nobody’s POV
-Pamiętaj o..- zaczęła radosna Lily.
-Poprosił nawet o jej numer!- pisnęła podekscytowana Isabella, na co reszta dziewczyn zachichotała.
-No i co, dałaś mu?- zapytała Cassie.
-Właściw..- niezadowolona Louise zaczęła, ale Isabella jak zawsze musiała wtrącić się.
- Zrobiłam to za nią, zbyt długo zwlekała.
- Gdyby nie ty, to wcale by go nie dostał.- burknęła Lou.
- Nie przesadzaj nie oddałaś mu swojego dziewictwa, to tylko numer.- westchnęła blondynka. Wszystkie dziewczyny wytrzeszczyły na nią oczy, a ona zaniemówiła, szkoda, że dopiero jak już to zdania wyszło z jej niewyparzonej buzi.
- Ty w oddawaniu dziewictwa, jesteś najlepsza, Bella.- Louise syknęła zjadliwie i wstała aby wyjść, przewietrzyć się. Miała dosyć swojej przyjaciółki, której buzia była gorsza od poczty głosowej, powtórzyła i jeszcze dodała bonus, to ci dopiero. Eden wstała i pobiegła za przyjaciółką, a reszta próbowała wbić do malutkiego mózgu Isabelli, że to nie było właściwe.
- Louise…- mruknęła Eden. –Wiesz, że ona nie chciała tego powiedzieć.- oparła się o barierkę i wyjęła z opakowania po miętówkach, papierosa. To zabawne, że trzyma to w tak przewidywalnej kryjówce, a jej rodzice nic nie wiedzą. Gdyby się dowiedzieli, zabiliby ją i wywieźli na drugi kraniec świata, do jej rodziny w Europie, trochę przypominali rodziców Louise, tylko, że oni odesłaliby ją na biegun północny.
- Chcesz?- zapytała Eden.
- Podziękuję.- Z całej piątki Louise była tą „najgrzeczniejszą”. Oczywiście też chodziła na imprezy i całowała się z chłopcami, ale robiła to w "najgrzeczniejszy" sposób. Najzabawniejsze jest to, że wszystkie spotkały się na chórze kościelnym w wieku ośmiu lat.
- Nie przejmuj się, ona najpierw powie, a potem myśli.- mruknęła Eden i otuliła brunetkę jednym ramieniem, ponieważ w drugiej ręce trzymała papierosa.
- To wiem.- burknęła Louise.
- Na następne urodziny kupimy jej taśmę klejącą, żeby nie mówiła w ogóle.- zachichotała Eden zgniatając niedopałek o popielniczkę.- A teraz chodźmy, bo zamarznę.- powiedziała Ed i ruszyły w kierunku pokoju Liliany. Atmosfera w pokoju polepszyła się, teraz przynajmniej można było oddychać, a to jest już coś.
- Przepraszam Lou, nie powinnam t e g o mówić.- Bella za namową przyjaciółek przeprosiła brunetkę, może pojmując swój błąd, kto wie.
- Chodź tutaj- Louise rozchyliła swoje ramiona, a blondynka od razu wpadła w nie. Po chwili wszystkie w piątkę zgniatały się i śmiały do czerwoności.
- Dziewczyny zaraz uduszę się!- krzyknęła brunetka, która była na samym dole, przygniatana przez 210 kilogramów swoich przyjaciółek. „I love the way you make me feel, I love it, I love it” wspaniały głos Ariany Grande podziałał na dziewczyny jak paralizator. W sekundę zeszły z biednej Louise i pchały ją w stronę szafki, na której leżał jej telefon.
- Odbierz to pewnie Justin!- krzyczały w kółko.
-Dobra, tylko się zamknijcie, proszę was.- Lily z Isabellą cicho piszczały, Cassie brała relaksujące oddechy, a Eden włożyła sobie do buzi jedną z poduszek Lily, którą mama przywiozła jej z ostatniej wycieczki do Francji.- Halo?- mruknęła Lou, od razu przełączając na tryb głośnomówiący.
- Cześć tutaj Justin- mruknął chrapliwy głos w słuchawce, Eden o mało co nie połknęła pluszowego materiału.
- No cześć- westchnęła Louise, za co została skarcona przez resztę dziewczyn.
- Zechciałabyś jutro pójść ze mną do Sprinkles?*- zapytał.
- Zechciałabyś jutro pójść ze mną do Sprinkles?*- zapytał.
- Raczej nie, dzisiejszy dzień był dosyć wietrzny i - teraz pośliniona, przez Eden, wieża Eiffla wylądowała na brzuchu Lou- przeziębiłam się- wymruczała teatralnym głosem. Nawet zwolenniczki jutrzejszych ciastek zachichotały.
- To nic, ciastka przyjadą do ciebie, podaj mi tylko adres, pamiętaj, że okulary od Chanel same się nie znajdują- powiedział Justin, nawet przez słuchawkę było wiadome, że wyszczerzył się.
- Do mnie?- zapytała z niedowierzaniem Louise.- Um, no dobrze, wyślę Ci sms.- wymruczała zdezorientowana.
- Dziękuję, dobranoc Louise.
- Uhm dobranoc Justin.- sygnał rozłączenia odbił się echem po pokoju oznajmiając początek III Wojny Światowej, tylko, że zamiast alarmu był dziewczęcy pisk, bomb- poduszki, a karabinów dziwne tańce Eden.
- On jest taki przesłodki, ty to masz szczęście!- pisnęła Cassie, a Louise chyba po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się.
- Uroczyście oświadczam, że wszystkie wam kiedyś zamorduję- krzyknęła rozbawiona Lou, próbując wyrwać telefon Lily, która już zdążyła wysłać jej adres, chłopakowi marzeń, ale czy jej marzeń?
-Pamiętaj o..- zaczęła radosna Lily.
- Tak, pamiętam! Mam świetnie się bawić, być sobą, nie hiperwentylować i sprawdzać po każdym posiłku czy nie mam resztek pomiędzy zębami!- pisnęła podirytowana Lou.
- Jestem z ciebie dumna, szybko się uczysz.- pochwaliła Lily.- Później napisz jak było, cześć.- mruknęła i pomachała do brunetki. Ta tylko wysiadła z auta i wyjęła pęk kluczy ze spodni. Przekręcając zamek w drzwiach sprawdziła stan domu. Znudzonym krokiem ruszyła na górę do swojego pokoju, aby przebrać się w dres marki Juicy i bluzkę z kotem. Musiała wyglądać jak chora, ale nie chciała też pokazywać siebie bez makijażu. W tym momencie rozległ się w domu dźwięk dzwonka do drzwi. Nie była nawet w połowie tak gotowa do odegrania roli gdy w szóstej klasie grała rolę Ofelii w Hamlecie.
- Cześć- otworzyła drzwi i przepuściła chłopaka aby mógł wejść do środka.
- Cześć, jak się czujesz?- zapytał z udawaną troską, chodź jednak trzeba przyznać, powinien dostać nagrodę za wyćwiczenie tego troskliwego tonu.
- Powoli wracam do żywych, dziękuję- zażartowała Lou. Ruszyła w kierunku salonu aby "dokończyć" oglądanie Skins.
- Rozgość się.- uśmiechnęła się i leniwie rozsiadła się na kanapie, na której zaraz usiadł również chłopak.
- Skins? To mój ulubiony serial.- powiedział Justin.
- Mogłam się spodziewać, że nie lubisz Plotkary, dlatego puściłam to.- zachichotali obydwoje.
- Oh, nie miałbym nic przeciwko Serenie i jej problemach, w końcu to ja wprosiłem się.
- Siedziałabym sama oko w oko z zużytymi chusteczkami do nosa, a tak to chociaż ogarnęłam.- skłamała, na co oboje zachichotali.
- Chcesz trochę miętowych ciasteczek?- zapytał Justin.
- M i ę t o w y c h?! Uwielbiam je!- krzyknęła podekscytowana Lou. Rodzice nigdy nie pozwalali jeść jej tego „świństwa” ze względu na ilość cukru jaką zawierają.- Mniam, mogłabym jeść je godzinami.
- Naprawdę? Zupełnie po tobie tego nie widać.- mruknął miło brunet.
- Oh, no co ty.- burknęła Lou łapiąc się za brzuch, za który inne dziewczyny mogłyby zabić.- Widzisz to?
- Nie, przepraszam, chyba muszę kupić sobie okulary.- zaśmiał się. No i właśnie tak to wszystko się zaczęło. Rozmawiali do bardzo późnej godziny, mając ze sobą niezliczoną ilość tematów. Zaczynając od ciastek, poprzez sport, kończąc na byłych partnerach i śmiesznych wpadkach, które zaliczyli jako dzieci. Wszystkie te nieodpowiednie rzeczy, zostały zamiecione w najciemniejszy kąt. Nie puścili pary z ust, a raczej on nie puścił.
- To zabawne, że siedzę z nieznajomym na kanapie w salonie i opowiadam mu o swoim życiu.- zachichotała Louise.
- Nie, przepraszam, chyba muszę kupić sobie okulary.- zaśmiał się. No i właśnie tak to wszystko się zaczęło. Rozmawiali do bardzo późnej godziny, mając ze sobą niezliczoną ilość tematów. Zaczynając od ciastek, poprzez sport, kończąc na byłych partnerach i śmiesznych wpadkach, które zaliczyli jako dzieci. Wszystkie te nieodpowiednie rzeczy, zostały zamiecione w najciemniejszy kąt. Nie puścili pary z ust, a raczej on nie puścił.
~*~
- Nieznajomym? Bez przesady! Widzieliśmy się wcześniej tysiące razy, po prostu nie mieliśmy okazji porozmawiać.- zaśmiał się Justin, a ona mu zawtórowała.
- Okej, okej.- Uznali, że gra w 20 pytań pozwoli im dowiedzieć się cokolwiek o sobie więc siedzą już nad nią od prawie dwóch godzin.- Chwila, nie wiem czemu to pytanie nie padło wcześniej, ale co robisz w wolnym czasie?- spytała Louise.
- Gram w koszykówkę, spotykam się ze znajomymi, imprezuję i wszystkie te inne bzdety, które robią nastolatki. A co z tobą?
- Najczęściej to uczę się, ale chciałam spróbować czegoś innego, chciałam zobaczyć jak żyją wszyscy inni.
- Masz na myśli alkohol, imprezy i tak dalej?- spytał zaciekawiony.
- Tak, ale nie tylko.- uśmiechnęła się tajemniczo.
- Masz na myśli alkohol, imprezy i tak dalej?- spytał zaciekawiony.
- Tak, ale nie tylko.- uśmiechnęła się tajemniczo.
- Powiedziałaś to jak psychopata, morderstwa też masz na myśli?- zapytał się, a ona wybuchła śmiechem.
- Pewnie, że tak. Zaraz zobaczymy jak mi to wyjdzie.- uderzyła Justina, ale on tylko zachichotał.
- Okej, poddaję się!- uniósł w górę ręce.- Chciałem tylko powiedzieć, że mogę ci pomóc. Ze mną możesz spróbować wszystkiego wystarczy powiedzieć.- powiedział, a ona delikatnie się uśmiechnęła.- Dobra koniec, a co z twoim rodzeństwem, opowiedz mi o nim.- powiedział, a brunetka szczegółowo opisała swoją rodzinę. Nie mogła zapomnieć tego co jej powiedział, czy tak jakby miał być jej przepustką do szczęścia?
______________________
Nadal nie mogę wyrobić ze śmiechu "przepustka do szczęścia" lmao
▫ jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz! :)
▫ jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz! :)
Świetny <3 !
OdpowiedzUsuńhttp://kill-her-fanfiction.blogspot.com/
Właśnie zaczęłam czytać, dodaję Twoje opowiadanie do szybkiego wybierania w przeglądarce! (;
OdpowiedzUsuńjejku, naprawdę zapowiada się świetnie (;
jestem ciekawa co knujesz na kolejne rozdziały ;>
http://oceniam-opowiadania.blogspot.com Chcesz żeby twój blog został oceniony? Zgłoś się do nas!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za zostawienie linku do tego opowiadania u mnie na blogu, bo jest świetne ! Lubię czytać coś, przy czym mogę się uśmiechnąć :D Czekam na następny i jeżeli informujesz na blogach, to byłabym wdzięczna za zostawianie komentarza u mnie w SPAMIE ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do czytania i komentowania u mnie ;) http://unbreakable18.blogspot.com/