niedziela, 19 października 2014

26." Nie wierzę ci."

BARDZO WAŻNA NOTATKA! jest to ostatni rozdział "intimacy" przez co proszę, żeby każdy kto przeczytał rozdział, skomentował go, chociaż tylko ostatni, chciałabym zobaczyć ile was tutaj było i mam nadzieję, że będzie na 2 części :)

Louise's POV:

Wyciągnęłam rękę po neonową karteczkę.
- Dziękuję, na pewno do niej zadzwonię, aby powiedzieć jej, że wszystko już w porządku.- uśmiechnęłam się sztucznie, chowając numer do kieszeni swoich spodenek.
- W porządku, przepraszam, że nie powiedziałam jej, ale na prawdę myślałam, że kłamie.- powiedziała. Skinęłam jedynie głową i zebrałam torbę z blatu.
- Sądzę, że powinnam zrobić to teraz.- rzuciłam, a dziewczyna tylko potaknęła. Wyszłam przed lokal i ze zmartwieniem rzuciłem okiem na kolorową karteczkę. Westchnęłam głęboko i spisałam z niej numer, w chwili przypływu odwagi wcisnęłam słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Teraz nie ma już odwrotu. Przy trzecim sygnale poczułam niepewność, może rozmyśliła się?
- Halo?- zapytał kobiecy głos. Była tak cholernie pewna siebie, że nawet dało wyczuć się to przez jej głos w słuchawce.
- T-tutaj Louise.- bąknęłam na co zachichotała.
- Jak mogłabym nie wiedzieć?
- Czego ode mnie chcesz?- spytałam bez owijania w bawełnę.
- Czego ja chcę? Mogę ci wytłumaczyć, tylko spotkaj się ze mną dziś wieczorem.- powiedziała. Co do diaska..
- Gdzie?
- Gildas's Club, o 22, spytaj się o Victorię, a na pewno mnie znajdziesz. Tylko nie spóźnij się, bo może być za późno. Do zobaczenia!- pisnęła do telefonu, a moje kiszki aż poplątały się ze sobą. Krótkie piknięcie oznaczało koniec dzisiejszego dobrego humoru.

~*~
Całe dzisiejsze popołudnie dłużyły się niesamowicie, dając jeszcze więcej czasu do tworzenia czarnych scenariuszy ma wieczór. Nie mam nawet pojęcia czego mogę się spodziewać po tak niezrównoważonej psychicznie osobie. Przecież jeszcze niedawno leżałam przez nią w szpitalu... Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok.
- Louise! Justin przyszedł!- głos mojej mamy odbił się od ścian przez co przeklęłam głośno. Szybko wstałam, zrzucając z siebie kołdrę i chwyciłam z półki książkę.
- Cześć.- wszedł do pokoju uśmiechnięty, a mi na chwilę zrobiło się lżej na sercu.
- Cześć, co tutaj robisz?- zapytałam, starając się przybrać naturalny ton głosu.
- Nie obierałaś ode mnie przez cały dzień, więc trochę mnie wystraszyłaś.- powiedział, patrząc na mnie wymownie. Chwyciłam telefon i o cholera, 13 nieodebranych.
- Przepraszam.- rzuciłam smutno.- Byłam zajęta.- powiedziałam.
- Następnym razem znajdź chociaż dwie minuty dla swojego zazdrosnego chłopaka.- zażartował na co zachichotałam.
- W porządku.- powiedziałam i cmoknęłam jego polik. Wzrok automatycznie skierowałam na zegar wiszący na ścianie, co robiłam przez cały dzień. 20.57.
- Uroczo dzisiaj wyglądasz.- rzucił i schował luźno wiszące pasemko.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się zawstydzona i wstałam, aby zacząć się szykować. Weszłam do garderoby i westchnęłam. Co ja do cholery mam założyć? Nie idę z Justinem więc skąpe rzeczy odpadają. Nie idę również na spotkanie z rodziną więc sweter też nie będzie dobrym pomysłem. Chwyciłam czarne rurki i niebieską zwiewną koszulkę. Szybko przebrałam się i podeszłam do biurka po mój złoty zegarek.
- A ty gdzie się szykujesz?- zapytał zdezorientowany chłopak. Myśl Louise, myśl.
- Wychodzę dzisiaj.- rzuciłam zwyczajnie. Brawo kretynko.
- Mogę wiedzieć gdzie?- zmarszczył jeszcze bardziej brwi.
- Eden chciała wyjść ze mną na miasto. Dawno nigdzie nie wychodziłyśmy razem.- powiedziałam, sięgając po kosmetyczkę. Usiadłam po turecku na ziemi i zaczęłam nakładać pokład.
- Um, okej... Przyjadę po ciebie, tylko napisz mi o której i gdzie.- powiedział, przyglądając mi się w lustrze.
- Nie.- powiedziałam pospiesznie.- To znaczy, sama dam sobie radę.- rzuciłam.
- O co ci chodzi?- zapytał lekko wkurzony. Super.
- Nic, po prostu chcę spędzić ten wieczór z Lilly.- przewróciłam oczami.
- Więc teraz z Lilly tak? Już nie z Eden?- zapytał zadowolony z siebie, że wreszcie coś na mnie ma.
- Z Lilly i Eden, a teraz jeśli możesz już przestań.- warknęłam, posyłając mu wredne spojrzenie.
- Nie wierzę ci.- rzucił.
- Zadzwonię do ciebie rano.- powiedziałam, dając mu znak, że to czas na niego. Chłopak tylko przewrócił oczami i trzasnął drzwiami, dla podkreślenia dramatyzmu tej sytuacji. Westchnęłam głośno i ostatecznie się przygotowałam.
~*~
- Do widzenia.- rzuciłam pospiesznie taksówkarzowi i zatrzasnęłam drzwi. Szybkim krokirm ruszyłam do wejścia klubu, ponieważ mój zegarek wskazywał 21.55. Wolałam nie igrać z ogniem. Kiedy tylko otworzyłam drzwi lokalu, podziękowałam w głębi duszy, że nie jest to żadna speluna z tłumem napalonych, łysych staruchów. Stukot moich szpilek był całkowicie zagłuszony, utworem Tinie Tempah i 2 Chainz'a "Trampoline". Podeszłam do baru, a przystojny chłopak za barem od razu zapytał co podać mi do picia.
- Blue Hawai.- powiedziałam. Justin na pewno zamówiłby to dla nas. Pomyślałam, na co uśmiechnęłam się szeroko. Tak bardzo chciałabym żeby teraz przy mnie był.
- Proszę bardzo.- szatyn podstawił przede mną drinka, za co podziękowałam mu.
- Mam pytanie.- powiedziałam i nachyliłam się delikatnie nad barem.
- Pytaj śmiało.
- Znasz Victorię?- zapytałam, przez co chłopak od razu się wyprostował, a jego przemiła aura zniknęła.
- Widzisz tamtego czarnego gościa?- zapytał, wskazując palcem w stronę wysokiego faceta stojącego pod ścianą.
- Mhm.
- Powinien cię do niej zaprowadzić. Tylko proszę uważaj na siebie, nie wyglądasz mi na taką.- powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.
- Na jaką?- spytałem, ale on już obsługiwał kolejnego gościa. Zamrugałam kilkakrotnie oczami i licząc do 10, powędrowałam w tamtą stronę. Kiedy przeciskałam się pomiędzy rozszalałym tabunem tańczących ludzi, miałam ochotę najzwyczajniej w świecie rozpłakać się jak mała dziewczynka. Nie chciałam tam iść, ale wyobrażałam sobie co Victoria mogłaby zrobić gdybym ją wystawiła. Jedna wizyta w szpitalu wystarczy mi na dobre. Facet, o którym mówił mi barman, był tak zajęty rozmową z cycatą brunetką, że nawet nie mnie nie zauważył.
- Przepraszam.- powiedziałam, pukając go delikatnie w ramię. Przeklął i odwrócił się wkurzony.
- Czego chcesz?- zapytał niskim głosem. Jego przytłaczająca postawa sprawiała, że chciałam uciec nawet dalej gdzie pieprz rośnie.
- Ja do Victorii.- powiedziałam, a facet uśmiechnął się szeroko. Otworzył przede mną drzwi i gestem ręki zaprosił do wejścia. Co do cholery... Za drzwiami znajdował się jedynie ciemny korytarz ze schodami w podziemia. Spojrzałam na faceta, a on jedynie skinął abym ruszyła przed siebie. Widząc moją niepewność złapał mnie za łokieć i zaczął prowadzić w nieznane mi miejsce. Po chwili znaleźliśmy się na długim korytarzu, chociaż znajdowała się tutaj tylko jedna para drzwi.
- Wszystko będzie dobrze.- powiedział mężczyzna, a ja jedynie skinęłam głową i weszłam do pokoju.
- No nareszcie!- krzyknęła Victoria, jakbyśmy były przynajmniej starymi przyjaciółkami z gimnazjum.- Usiądź,- powiedziała, wskazując mi miejsce naprzeciwko niej. Niepewnie zajęłam wskazane przez nią miejsce i utkwiłam swój wzrok w obrazie za blondynką.
- Po co mnie tutaj ściągnęłaś?- zapytałam starając się brzmieć pewnie.
- Wódki?- zapytała, zupełnie olewając moje wcześniejsze pytanie. Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem i pokręciłam przecząco głową. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i wlała sobie do szklanki trochę alkoholu.- Jesteś naprawdę ładna...- powiedziała przechylając głowę i wpatrując się we mnie świdrującym wzrokiem.
- Dziękuję?- rzuciłam niepewnie, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie dziwię się, że tak bardzo chce cię mieć.- powiedziała.
- Co masz na myśli?- spytałam.
- Nic, po prostu uważam, że razem jesteście naprawdę uroczy.
- Ściągnęłaś mnie tutaj tylko po to, zeby to powiezieć?- spytałam lekko wkurzona. Czy ta dziewczyna jest chora umysłowo?
- Oczywiście, że nie, Po prostu chciałam powiedzieć ci w twarz, że żałuję...- skrzywiłam się, co dziewczyna, od razu zauważyła.- Wiem, że od razu nie wybaczysz mi tego co zrobiłam, ponieważ przeze mnie wylądowałaś w szpitalu...
- Dlaczego to zrobiłaś?- zapytałam.
- Ja.. ja po prostu zakochałam się. Zakochałam się w Justinie, ale on woli ciebie i po prostu..
- Byłaś zazdrosna...- dokończyłam za nią, a ona ze wstydem skinęła głową.
- Do mnie nigdy nie szeptał słodkich słówek, ani nie trzymał mnie za rękę. Po prostu był ze mną dla seksu, a ja i tak pokochałam go.- powiedziała, a mi cholera jasna, zrobiło się jej szkoda.
- Victoria...- powiedziałam.- Twoje zachowanie było naprawdę bezmyślne i dziecinne, ale wybaczam ci.- powiedziałam niepewnie.
- Naprawdę?- spytała. Zamknęłam na chwilę powieki i skinęłam głową. Czułam coś dziwnego, ale wiedziałam, że tak trzeba postąpić. Każdy w życiu popełnia większe i mniejsze głupoty.- Nie wiesz ile to dla mnie znaczy.- powiedziała, a ja jedynie skinęłam głową. Niech nie myśli, że teraz zostaniemy przyjaciółkami czy cokolwiek.
- Teraz jeśli pozwolisz, chciałabym wrócić do domu.- wstałam i chwyciłam torebkę.
- Sean, odprowadzi cię.- powiedziała, po czym przywołała faceta, który niedawno prowadził mnie tutaj. Skinęła do niego głową, po czym mężczyzna podszedł do mnie i chwycił mnie za łokieć. Bardziej boleśnie niż ostatnio. Szarpnął mną w zupełnie inną stronę do wyjścia i wtedy poczułam, że coś jest nie tak.
- Puść mnie!- krzyknęłam próbując się mu wyrwać.
- Żegnaj Louise!- usłyszałam donośny śmiech Victorii, co za suka!
- Ty suko!- wrzasnęłam, ale nie było szansy żebym wyrwała się facetowi. Kopałam, krzyczałam, ale to nic nie dało. Facet przerzucił mnie sobie przez ramię i po chwili byliśmy już na parkingu.
- Pomocy!- krzyczałam z całych sił, trafiając co chwila Seana w kręgosłup.
- Louise?- krzyknął znajomy głos. Podniosłam wzrok, na wychodzącego z auta chłopaka. Był na drugim końcu parkingu, ale stąd widziałam, że to był Justin.
- Justin!- zawyłam głośno. Sean przyspieszył kroku, a kierowca czarnego vana stojącego przy wejściu otworzył szybko tylne drzwi furgonetki. Zostałam wprost wrzucona niczym śmieć na tył samochodu. Twarda podłoga stykająca się z moją głową była moim ostatnim wspomnieniem z tamtego nieszczęsnego wieczoru...

Nobody's POV:
Piękne słońce i bezchmurne niebo sprawiało, że dzień każdego z mieszkańca Seattle stawał się lepszy. Głośne ptaki śpiewały w tylko im znanym rytmie, a dzieci bawiły się i cieszyły dniem wolnym od lekcji. Mogłoby się wydawać, że szczęście sprzyja dzisiaj każdemu. Lecz niestety na pewno nie jej. Brunetka delikatnie otworzyła ciężkie powieki i rozejrzała się po pokoju. Pustka. W ogóle nie przypominała sobie gdzie jest, ani co tam mogła robić. Głowa dalej pulsowała jej po ostrym zderzeniu z podłogą vana i właśnie wtedy sobie przypomniała. Szybko zerwała się z łóżka, ale przeszkodziły jej w tym czarne plamy tańczący przed jej oczami.
- Cholera.- szepnęła sama do siebie. Kiedy odzyskała równowagę, a wzrok stał się wyraźny, ujrzała wielkie okno. Szybko podbiegła do niego otwierając je, przez co natychmiastowo odezwał się ogłuszający alarm.
- Kurwa mać!- usłyszała zza siebie. Po chwili alarm ustał, a ona z tego wszystkiego musiała aż oprzeć się o ścianę.
- Wybierasz się gdzieś, kochanie?- spytał zadowolony Ben, przyglądając się dziewczynie, oparty o framugę drzwi.
___________________________________

ROZDZIAŁ NIESPRAWDZONY, PISANY NA SZYBKO W SAMOCHODZIE

chciałam was powiadomić, że być to ostatni rozdział części pierwszej i zapraszam na "Missing" drugą część opowiadania! http://missing-opowiadanie.blogspot.com/

4 komentarze:

  1. co co co placze co nie
    JAK TO
    MOZLIWE
    CO
    CO
    Louise głupku no!!
    boję sie drugiej czesci asjlhfdkzjfh
    wspaniale piszesz ale to wiesz
    @nashshoney

    OdpowiedzUsuń
  2. o em dżi!
    louise
    czekam na 2 część :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do LBA. więcej u mnie na blogu http://espoir-jb.blogspot.com/. W zakładce pod tym samym tytułem, która pojawi się koło 22 ;)

    Ps, Jestem w trakcie czytania. Jak skończę wszystko, to napiszę jeszcze jeden komentarz ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój boże. Oby nic się jej nie stało. Chociaż myślę, że jest strasznie bezmyślna. Kocham to ff ^^

    OdpowiedzUsuń