sobota, 4 października 2014

25. "Pustynne gardło."


WAŻNA NOTATKA POD ROZDZIAŁEM
Justin's POV:
- Nie mogę uwierzyć, że nie są już razem.- Louise westchnęła, ciągle przeżywając wcześniej oglądany film.
- Oglądałaś go już chyba ze sto razy.- rzuciłem rozbawiony.
- No i co z tego? Nadal jest to dla mnie traumatyczne...- warknęła, mrożąc mnie swoimi lodowatym spojrzeniem, przez co jedynie zaśmiałem się i wyjąłem telefon z kieszeni moich dresów.
- Czyli wychodzimy dzisiaj gdzieś z Miley i Mad?- zapytałem, zmieniając temat na mniej "traumatyczny".
- Okej, ale nie mam ochoty na żaden klub.- rzuciła.
- No to co?
- Może kolacja? Moja mama zna pełno dobrych restauracji, możemy jej się podpytać.- powiedziała, a ja skrzywiłem się lekko.
- Wiesz przecież, że nie lubię tego typy miejsc.- jęknąłem zrażony. Prędzej Ryan przestanie oglądać kreskówki, niż ja pójdę do eleganckiej restauracji z własnej woli.
- Idiota.- burknęła złośliwie.
- Co powiesz na pub? Na pewno chłopcy wybierają się dzisiaj tam, możemy się do nich dołączyć.- powiedziałem, a dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami.- Jesteś zła?- zapytałem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi.- Louise.- nic cisza.- Pomasuję ci dzisiaj wieczorem stopy.- rzuciłem, a ona ochoczo skinęła.
- Stoi.- powiedziała radośnie, podskakując w miejsce, a ja zaśmiałem się cicho. Czasami była taka infantylna.
- Zadzwonię do nich, a ty zrób mi coś do jedzenia.- powiedziałem równie zadowolony i wysłałem jej buziaka. Dziewczyna niechętnie wstała i ruszyła do kuchni. Oczywiście w międzyczasie zdążyła pokazać mi środkowy palec.

~*~

- Uwielbiam tę piosenkę!- krzyczała Madison do Lou, dając jej znać, aby pogłośniła jeszcze bardziej. Dziewczyna szybko przekręciła gałkę na maksa, trzepocząc się i śpiewając. Nie była sama, ponieważ na tylnym siedzeniu siedziała moja głupia siostra wraz z jej głupią dziewczyną. Czasami zastanawiam się, czy Miley, na pewno jest moją siostrą, patrząc na jej zerową inteligencję.
- Czy wy jesteście normalne?- wrzasnąłem rozbawiony, próbując przekrzyczeć muzykę.
- Czy masz kija w dupie?- odkrzyknęła Louise, wykonując niezidentyfikowane ruchy rękami. Uwielbiałem ją, ale aktualnie wyglądała jak niepełnosprawna ruchowo. Zaśmiałem się głośno z pewności siebie dziewczyny, której dodał jej alkohol. Dziewczyny były już lekko wstawione, a nawet nie dojechaliśmy do pubu.

"We woke up in the kitchen saying
"How the hell did this shit happen?", oh baby
Drunk in love, we be all night
Last thing I remember is our
Beautiful bodies grinding off in that club
Drunk in love
We be all night, love, love
We be all night, love, love" *

Przekrzykiwała jedna drugą, wyciągając słowa Beyonce. Dzięki Bogu wjeżdżałem już na parking lokalu. Szybko zgasiłem silnik, przez co radio zgasło w połowie piosenki.
- Co do cholery?- żachnęła się Louise, marszcząc nos.
- Jesteśmy na miejscu.- odpowiedziałem, a ona jedynie uśmiechnęła się do mnie głupkowato. Już nigdy więcej nie zgodzę się na bycie ich szoferem. Odblokowałem drzwi, a wszystkie bardzo "eleganckim" ruchem wyszły z auta.
- Moja głowa!- krzyknęła Madison, zderzając się czołem z drzwiami samochodu.- Głupie drzwi.- jęknęła, trzaskając nimi z całych sił.
- Madison!- skarciła ją Louise, na co spojrzałem na nią zdziwiony, przecież miała dokładnie ten sam denerwujący nawyk.- To druga dziewczyna Justina, nie można tak!- burknęła jakby to było oczywiste.
- Przepraszam.- powiedziała ze skruchą Mad, a ja wybuchłem śmiechem. Może jednak dzisiejszy wieczór nie będzie taki zły, mam na myśli kabaret, który zapewnia mi trójka moich towarzyszek.
- Chodźcie.- powiedziałem, nadal na wpół się śmiejąc. Złapałem za rękę Louise i ruszyliśmy do naszego obskurnego lokalu. Oczy wszystkich obleśnych facetów skierowały się na trzy ślicznotki wchodzące do pubu. Mówiłem Louise, żeby włożyła dłuższą sukienkę. Jako przykładny brat, przyjaciel i chłopak posłałem zabójcze spojrzenie każdemu, kto śmiał odwrócić się swój wzrok na nie. Ruszyliśmy przez lokal, kierując się do ostatniego stolika. Naszego stolika.
- Hej, ślicznotko!- gwizdnął jakiś typ do Louise.
- Trzymaj ręce przy sobie, chyba że chcesz się z nimi pożegnać.- syknąłem do łysiejącego faceta, który natychmiast wrócił do picia piwa z młodą cycatą blondynką.
- Siema!- krzyknął Ashton, zauważając naszą czwórkę.
- Witam i o zdrowie pytam.- zachichotała Louise, siadając obok Ashtona. Chłopak posłał mi pytające spojrzenie, a ja jedynie zaśmiałem się i wzruszyłem ramionami.
- Robię dzisiaj za szofera.- rzuciłem, a chłopcy od razu zrozumieli.
- Wszystko jasne.- zaśmiał się Ryan.- Ela! Przynieś jeszcze cztery piwa!- krzyknął do kelnerki.
- Przynieś trzy.- powiedziałem, a dziewczyna od razu ruszyła do baru.- Jako szofer, nie mogę pić.-stwierdziłem.
- Chłopie, jesteś trzymany pod pantoflem!- zaśmiał się Ryan.
- I tak ma być!- rzuciła Louise.
- Mam nadzieję, że zaraz zaśniesz.- powiedziałem do niej, za co oberwałem w lewe żebro od dziewczyny.
- Nadzieja matką głupich, a noc jeszcze młoda! Nie tak szybko dzisiaj się mnie pozbędziesz.- uśmiechnęła się pewnie.
- Szkoda.- powiedziałem, wydymając wargę, ale dziewczyna już nie zareagowała, ponieważ była zbyt zaaferowana w opowieść Miley.
- Musimy kiedyś wyjść sami, jak za dawnych czasów.- powiedział Ash, a ja natychmiastowo skinąłem głową.
- Tak, błagam. Może być nawet jutro.- powiedziałem szczęśliwy. Potrzebowałem trochę odstresowania.
- Aż taki zdesperowany jesteś?- zaśmiał się Ryan.
- Po prostu potrzebuję nawalić się w trzy dupy tak jak kiedyś. Robiliśmy to prawie codziennie.- powiedziałem, uśmiechając się na tę myśl.
- Ale wtedy nie miałeś panienki. I mózgu.- powiedział Ash.
- Dzięki, stary.- rzuciłem rozbawiony szczerością przyjaciela.
- Taka prawda.- wzruszył rozbawiony ramionami i chwycił kufel swojego piwa. Głośna muzyka wypełniania lokal dając mi chwilę spokoju, jednak nie na długo.
- Chodźmy trochę potańczyć.- mruknęła mi do ucha Louise.
- Idziecie z nami potańczyć?- spytałem, ale nikt nie raczył mnie nawet obdarzyć spojrzeniem. Dziewczyna wstała i zaciągnęła mnie na parkiet. Drewno było już zniszczone, z powodu tylu stóp, które przewinęły się przez nie. W rogu stał wielki głośnik z podłączoną do niego wieżą, ponieważ właściciel tego lokalu był zbyt skąpy na DJ. Nie wsłuchując się nawet w rytm muzyki dziewczyna, zaczęła poruszać swoimi ciałem. Nie muszę chyba mówić, że jej tyłek był najbardziej ruchliwą częścią. Naprawdę uwielbiałem, kiedy była taka odważna i stanowcza. Zupełnie jak nie ona. Bez zastanowienia złapałem ją za biodra, przyciągając ją jeszcze bliżej. Dziewczyna zarzuciła swoje długie ramiona na mój kark. Napierała na mojego członka, aż poczułem, jak moje spodnie robią się o trzy rozmiary za małe.
- Jesteś cudowna.-wyszeptałem jej do ucha, aby potem lekko przygryźć płatek jej ucha. Dziewczyna lekko jęknęła i odwróciła się, aby wtopić się w moje usta. Moje ręce wędrowały po całym jej ciele, aby w końcu wbić się w jej pośladki.
- Chodźmy do domu.- wymamrotała, uśmiechając się lekko.
- Louise, jesteś pijana...- powiedziałem z niechęcią. Kiedyś bez namysłu zabrałbym ją do domu i przeleciał bez skrupułów. Ale to nie jest po prostu zwykła dziewczyna. To Louise, moja kochana, dzięki, której wreszcie przejrzałem na oczy. Dzięki której wreszcie doświadczyłem tego dziwnego uczucia, jakim jest miłość. Uśmiechnąłem się do niej szeroko i po prostu przytuliłem ją do swojej klatki piersiowej.
- Co tam zakochańce?- krzyknęła Miley, zarzucając ramię na szyję Lou.
- W porządku, a gdzie Mad?- odpowiedziała, odklejając się ode mnie. Cały czas podrygiwała zabawnie do rytmu nieznanej mi piosenki.
- Poszła zapalić, ale zaraz wróci.- powiedziała do dziewczyny i jak gdyby nigdy nic porwała ją do tańca. Stałem tam i patrzyłem, jak pijana Louise nie może nadążyć na krokami krótkowłosej blondynki.
- Co z tobą laska?- krzyknęła Miley, wykonując obrót. W tej chwili właśnie doszła do nas Mad.
- Czy mogę prosić do tańca?- zapytałem głupkowato, wyciągając do niej dłoń. Dziewczyna skinęła i z umiarkowaną odległością zaczęliśmy wygłupiać się, naśladują pary tańczące wokół nas.
- Czy pomiędzy wami już wszystko okej?- zapytałem, okręcając dziewczynę.
- Tak, na szczęście.- uśmiechnęła się do mnie uprzejmie, nie przerywając naszego dziwnego układu.
- To dobrze, martwiłem się o was.
- Czasem tak jest w związkach. A co z Louise?- zapytała.
- Dużo się dzieje. Ale jak sama widzisz, jest nam razem dobrze.- powiedziałem, wskazując delikatnie brodą na zarzucającą na lewo i prawo nogami brunetką.
- Przepraszam!- piszczała do jakiegoś pana, którego w prawdzie mówiąc, staranowała podczas swojego dziwacznego tańca.
- Jesteście naprawdę idealnie dopasowani.- stwierdziła dziewczyna, właśnie gdy piosenka się skończyła. Spojrzeliśmy w stronę naszych par, ale nie zapowiadało się, że w najbliższym czasie mają ochotę zejść z parkietu.


~*~

Louise's POV:
Siedziałam na łóżku, opatulona kocem, po sam czubek głowy. W ręku trzymałam gorącą herbatę, a w moim brzuchu jakby odbywał się karnawał w Rio de Janeiro. No i po co tyle piłaś? Teraz cierp. Jęknęłam i wstałam po telefon, który właśnie zaczął dzwonić.
- Halo?- rzuciłam do słuchawki.
- Louise? Pamiętasz o naszym dzisiejszym spotkaniu?- pisnęła radośnie Eden. Cholera, zapomniałam.
- Oczywiście, jak mogłabym zapomnieć?- wysiliłam się na najbardziej radosny ton głosu, jaki tylko mógł wyjść z mojego pustynnego gardła.
- W porządku. U Bena za godzinkę, nie spóźnij się, ciao!- rzuciła wesoło i się rozłączyła. Za godzinkę?! Ekspresowym tempem ruszyłam do szafy i szybko wybrałam spodenki z wysokim stanem, a do tego czarną koszulkę. Pogoda była dość niepewna, dlatego pod spodenki założyłam czarne rajstopy. Chwyciłam moją różową kosmetyczkę i zaczęłam tworzenie cudu. Starałam się zamaskować oznaki udanej imprezy, ale na nic mi to wyszło. Ciemne worki pod oczami, nie zmieniły swojego koloru nawet o ton. Nieważne. Przejechałam po ustach różową pomadką, wydając ciche pyknięcie przy złączeniu warg razem. Gotowa.
- Wychodzę!- krzyknęłam, zbiegając po schodach.
- O której będziesz?- odkrzyknęła mama ze salonu.
- Nie wiem, ale zadzwonię.- odpowiedziałam, wsuwając na nogi czarne lity. Szybko zasznurowałam je i chwyciłam płaszcz.- Do zobaczenia!- rzuciłam na odchodne i zamknęłam za sobą drzwi wyjściowe. Dzisiejszy dzień nie należał do najsłoneczniejszych. Chłodny wiatr trzepał moimi i tak nieułożonymi włosami we wszystkie strony, a chmury piętrzyły się na niebie, przysłaniając słońce. Wyjęłam z kieszeni płaszcza słuchawki, aby podłączyć je do telefonu. Przejechałam po liście moich piosenek i ostatecznie zdecydowałam się na Arctic Monkeys "Why'd you only call me when you high?". Spokojne nuty piosenki napływały do moich uszu niczym kołysanka. Energiczne kroki zgrały się z rytmem piosenki, przez co łatwiej było utrzymać mi stałe tempo. 13.45. Jeszcze 15 minut, chyba powinnam zmienić piosenkę na coś żywszego, jeśli chciałam zdążyć takim tanecznym krokiem. Zachichotałam przez swoje głupie przemyślenia i jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku. Może wypocę te wszystkie hektolitry wypitego wczoraj alkoholu. Chociaż ta impreza naprawę warta była dzisiejszego umierania. Z dziewczynami zostałyśmy królowymi parkietu i żadna z reszty dziewczyn w lokalu nie śmiała nam nawet podskoczyć. Poczułam się tak pewnie, że chciałam wziąć nawet udział w konkursie na Miss Mokrego Podkoszulka, ale gdy Justin dowiedział się o moim pomyśle, stwierdził, że dla nas to już koniec imprezy. Jestem mu naprawdę wdzięczna, że nie pozwolił mi zrobić z siebie idiotki na oczach tych wszystkich napalonych dziadków. Kiedy wreszcie doszłam do lodziarni " U Bena", chwyciłam za klamkę, a charakterystyczny dźwięk dzwoneczka nad drzwiami przywitał mnie miło. Od razu przypomniały mi się te wszystkie godziny, które przesiadywałyśmy tutaj z dziewczynami, gadając o chłopakach i w sumie to tylko o nich.
- Cześć!- uśmiechnęłam się szeroko, widząc Eden, siedzącą na naszym stałym miejscu.
- Cześć, kochanie!- pisnęła, przytulając mnie mocno, typowe dla czerwonowłosej... chwila...
- Zmieniłaś kolor włosów! Czemu mi nie powiedziałaś?- spytałam, łapiąc jej brązowe pasma, miękkich fal.
- Tak jakoś wyszło...- rzuciła, uśmiechając się przepraszająco.
- Wyglądasz nieziemsko, serio.- powiedziałam, patrząc na jej promienną twarz. Coś jeszcze się zmieniło.
- Muszę ci coś powiedzieć!- pisnęła podekscytowana, przez co zarobiła kilka dziwacznych spojrzeń, które totalnie olałyśmy.
- Dawaj.- powiedziałam rozbawiona.
- Pożegnałam okręg dziewic!- powiedziała, a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Co?! Z kim?!- zapytałam. Czułam się taka niewtajemniczona.
- Pamiętasz tego geografa, który zaczął uczyć u nas w ubiegłym roku?
- No tak, pan Brown, uczył mnie przez ten ostatni rok. A co ma jakiegoś super przystojnego syna?- zachichotałam, a ona aż zrobiła się czerwona.- Nie gadaj... Zaliczyłaś mojego geografa?- zaśmiałam się, a ona skarciła mnie za mój głośny ton.
- Ciszej! Spotkałam Josha pewnego dnia w klubie tenisowym i tak jakoś wszystko się potoczyło...-powiedziała zawstydzona.
- Josha... dziwnie mówić mi do niego po imieniu. Wszystkie dziewczyny wzdychały na jego widok na korytarzach, ale przecież to była nieosiągalna baza. Do czasu.- powiedziałam, poruszając sugestywnie brwiami.
- Oh, przestań!- zachichotała Eden, trącając mnie lekko dłonią.
- Proszę bardzo.- powiedziała miło, niska brunetka, która właśnie przyniosła nam nasze zamówienie.
- Czekolada na gorąco w truskawkowymi lodami, tak jak lubisz.- uśmiechnęła się Eden, a ja od razu chwyciłam za łyżeczkę, aby lody nie rozpuściły się do końca.
- Dziękuję.- powiedziałam, uśmiechając się szeroko. Dziewczyna tylko zachichotała, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że naprawdę bywałam dziecinna.
- A jak tam u Justina?- spytała, nabierając na łyżeczkę górę lodów waniliowych.
- W porządku. Ostatnio było pomiędzy nami...różnie, ale od wyjścia ze szpitala nie mieliśmy większej kłótni.- powiedziałam, na co dziewczyna skinęła niepewnie.
- Właśnie. Miałam się zapytać. Kojarzysz taką wysoką, blondynkę? Ma na imię Veronica... albo Victoria. Tak, Victoria!- zaczęła, a ja zmarszczyłam zdezorientowana brwi. Ta victoria?
- Tak. A co z nią?- spytałam ostrożnie. 
- Zaczepiła mnie w centrum handlowym. Zaczęła wypytywać się jak u ciebie i czy już wyszłaś ze szpitala. Mówiła coś, że jest jakąś tam twoją kuzynką, ale gdyby naprawdę nią była to znałabym ją przecież. Nie powiedziałam jej zbyt dużo, bo wydawała się naprawdę dziwna.
- Co masz na myśli, mówiąc dziwna?
- Jakby cieszyła się z faktu, że znajdujesz się w szpitalu.- powiedziała, a ja aż musiałam wziąć ekstra oddech, żeby nie zemdleć.
- Na pewno źle to odebrałaś. Victoria jest moją naprawdę daleką kuzynką i szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jak dowiedziała się o moim wypadku.- skłamałam, przybierając opanowany wyraz twarzy.
- Oh, w takim razie przepraszam, ale zostawiła mi swój numer telefonu w razie, gdybyś ty go nie miała.- rzuciła miło, zaglądając do torby, aby zaraz wyciągnąć małą karteczkę z rządkiem cyfr i podpisem jej imienia z uśmiechniętą buźką. Oh, gdyby tylko Eden znała prawdę...
___________________
* Drunk in love- Beyonce

A więc po przeczytaniu buntowniczych komentarzy o tym, że limit komentarzy jest "denerwujący", stwierdziłam, że w porządku. Mogę zobaczyć ile będzie wynosiła liczba komentarzy pod rozdziałem bez limitu. I DO OSOBY KTÓRA OBURZYŁA SIĘ MOJĄ INFORMACJĄ. TAK, SUPER, ŻE JEST TYLE WEJŚĆ POD ROZDZIAŁAMI, ALE WEJŚCIA NAPRAWDĘ JEST ŁATWO NABIĆ. Z RESZTĄ KOMENTARZE SĄ JAKBY MOIM WYNAGRODZENIEM I SPOSOBEM, ABYM DOWIEDZIAŁA SIĘ CO ZMIENIĆ LUB POPRAWIĆ, DLATEGO WEJŚCIA NAPRAWDĘ MNIE NIE INTERESUJĄ :) do następnego, mam nadzieję, że bez limitu też ktokolwiek skomentuje... wasza @tanczgrande :)

9 komentarzy:

  1. CUDOWNY ROZDZIAŁ ! CZEKAM NA NEXT ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. musisz tak swietnie pisac?! fjiofjweoifj
    idealny rozdzial, kocham nawaloną Louise hahah
    coś tak czuję że ta idiotka Victoria jeszcze sporo namiesza sikjfosdifj
    czekam na następny! :)
    @nashshoney

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana rozdział jest cudowny :)
    Naprawdę cieszę się, że nie przestałaś pisać tego bloga bo jest cudowny :)

    Długo czekałam na ten rozdział i wato było :) Rzadko kiedy trafiam na tak dobre opowiadania a Twoje w szczególności przypadło mi do gustu :)

    I takie małe pytanko <3 Kto Ci robił szablon?
    Jeśli byś mogła to skontaktuj się ze mną na gmailu w sprawie tego szablonu :)
    mój gmail: abc1.lalalaz@gmail.com

    Pozdrawiam, Gabi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest genialnie. Jestem ciekawa co kombinuje tą Viktoria. Jesren głupia bo powinnam się uczyć a nie czytać fanfictions hahaha. Czekam na następny i weny życzę ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. o boze az sie boje tej Victorii://
    siwetny rozdzial do nastepnego!:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, że mało kto lubi spam, ale proszę - przeczytaj mój komentarz do końca! Możesz go w razie konieczności potem usunąć, ale naprawdę błagam - przeczytaj.. :) Kocham pisać, to moje życiowe hobby i naprawdę zależy mi na moich czytelnikach, którzy są ze mną od początku. Dla nich stworzyłam opowiadanie, które może i ciebie zainteresuje. Pod linkiem, który zaraz podam znajdują się dwie części, obie znajdziesz w zakładce rozdziały. :) Byłabym wdzięczna, gdybyś przeczytała chociaż prolog, a dopiero potem zadecydowała czy będziesz czytać czy nie. Losy Kate i Justina nie są plastikowe, monotonne, a już na pewno nie podawane jako "odgrzewany kotlet". To życiowa historia, dzięki której doceniamy własne życie. Zapraszam do naszego świata, świata pełnego bólu, rozczarowania i problemów. Jesteś gotowa wybrać się z nami w podróż?
    "To nasz świat, do którego nikt nie miał wstępu. I owego wstępu mieć nie będzie. Tak długo jak gwiazdy będą świecić." http://you-part-of-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do tego służy zakładka WASZE OPOWIADANIA, dziękuję

      Usuń
  7. Świetny rozdział. Jak dla mnie nicnie musisz poprawiać :) nie mogę doczekać się następnego

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniał :) Jesteś cudowna :* Mam nadzieję że Victoria nie namiesza w ziązku naszych gołąbeczków :) Z niecierpliwością czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń